Dziennikarka "Polityki" miała zeznawać w poniedziałek przed sądem dyscyplinarnym Okręgowej Rady Adwokackiej w Gdańsku. Nie stawiła się jednak na rozprawę, tłumacząc się pisemnie m.in. kłopotami zdrowotnymi w rodzinie. Mikołajewska-Niemczyk miała wystąpić jako świadek już 23 listopada, ale tego dnia także nie przyjechała do Gdańska.
W tej sytuacji sąd dyscyplinarny Okręgowej Rady Adwokackiej w Gdańsku zdecydował, że przesłuchanie dziennikarki odbędzie się w Warszawie przed tamtejszym sądem dyscyplinarnym adwokatury.
Obecni na poniedziałkowej rozprawie Marcin Dubieniecki i jego obrońca Łukasz Rumszek zadeklarowali, że będą chcieli być obecni osobiście na przesłuchaniu dziennikarki tygodnika.
Postępowanie dyscyplinarne dotyczy dwóch wypowiedzi Dubienieckiego dla mediów. Dziennikarka "Polityki" miała usłyszeć od męża Marty Kaczyńskiej, że to, czy będzie on prowadził swoją kancelarię z panem M., czy z gangsterem "Słowikiem", to jest jego prywatna sprawa. Dubieniecki miał też dodać, że "ma gdzieś" to, co dziennikarze o nim mówią i piszą.
Natomiast dziennikarzom tytułu "Polska Dziennik Bałtycki" Dubieniecki - pytany o spółkę ze skazanym za wyłudzenie Adamem S., którego ułaskawił prezydent Lech Kaczyński - miał powiedzieć m.in.: "Jakby pan do mnie przyszedł do kancelarii i poprosił o komentarz, to dostałby pan w dziób za takie pytanie i za czelność, że pan do mnie dzwoni". Dopytywany dalej, wulgarnie zakończył rozmowę: "niech się pan odp...". Zapis tej ostatniej rozmowy dziennikarze przekazali gdańskiej Radzie.
Na posiedzeniu sądu w tej sprawie, które odbyło się 3 listopada, Dubieniecki powiedział, że nigdy nie miał zamiaru naruszać godności swojego zawodu. Dziennikarzom powiedział wówczas, że jest niewinny, a cała sprawa ma według niego "kontekst polityczny" i nigdy nie powinna trafić do adwokackiego sądu dyscyplinarnego. Odmówił składania wyjaśnień oraz odpowiadania na pytania, z wyjątkiem zadawanych przez swojego obrońcę.
O ukaranie adwokata wnioskował rzecznik dyscyplinarny gdańskiej Okręgowej Rady Adwokackiej. Marcinowi Dubienieckiemu może grozić od upomnienia do usunięcia z zawodu.
Komentarze(14)
Pokaż:
Prokuratorzy, którzy na podstawie umów międzynarodowych przesłali informacje, o które zabiegał Mińsk - najprawdopodobniej zostaną ukarani za to, że podejrzanego o przestępstwa podatkowe obywatela Białorusi nie sprawdzili, czy aby nie jest opozycjonistą, a powinni byli, bo szef- Andrzej Seremet już wcześniej rozesłał wewnętrzne okólniki, w których przypominał, że Polska może odmówić wykonania umowy o pomocy prawnej z 1994 r., gdy sprawa dotyczy przedstawicieli opozycji demokratycznej. Gdyby sprawdzili, to nigdy by tak skandalicznego błędu nie popełnili, bo opozycjonista podatków płacić nie musi a nawet nie powinien, bo przecież pieniądze z zachodu (również polskie) na działalność opozycyjną nie powinny podlegać opodatkowaniu. Nie mogą przecież przy okazji zwalczania rządu jednocześnie wspierać go. To niedorzeczne !