W przeciwieństwie do większości zbrodni rodzinnych, zamiar morderstwa powstał tu +na zimno+, a przygotowania trwały blisko półtora roku - mówił sędzia Ireneusz Szulewicz, uzasadniając wysokość wymierzonych kar. Oprócz dwójki głównych oskarżonych wyrok 14 lat więzienia usłyszał pomagający zabójcy Mirosław G. Karę sześciu lat pozbawienia wolności sąd wymierzył zaś Grzegorzowi F., który umożliwił kontakt pomiędzy zleceniodawcą a zabójcą.

Reklama

Kobieta mieszkała ze swoim byłym mężem Andrzejem L.; od dawna była z nim w konflikcie. Składała doniesienia w sprawie znęcania się nad nią przez męża. Mieszkała w osobnym pokoju zamykanym na klucz.

Do zbrodni - opisywanej w mediach - doszło w styczniu zeszłego roku. Zwłoki 59-letniej kobiety na warszawskim Ursynowie znalazł syn małżeństwa. Przyszedł do jej mieszkania zaniepokojony brakiem kontaktu z matką, w łazience odnalazł jej ciało.

Bezpośrednio po morderstwie organy ścigania zwolniły Andrzeja L. z powodu braku dowodów - w czasie zbrodni były mąż kobiety przebywał w pracy. Przełomem okazało się namierzenie w maju 2011 r. telefonu komórkowego zabranego z domu ofiary. Gdyby nie fakt zabrania telefonu i przekazania go później siostrzeńcowi zabójcy można wątpić, czy sprawcy byliby wykryci - zaznaczył sąd.

Po namierzeniu telefonu doszło do zatrzymań. Poszukiwany listem gończym Stanisław K. wpadł w ręce policji pod koniec czerwca - pochwycono go po pościgu w powiecie łukowskim. Prokuraturze udało się też odtworzyć przebieg zdarzeń. Według śledczych Andrzej L. miał mówić o zamiarze zabicia żony koledze z pracy Grzegorzowi F. Ten zaproponował osobę już wcześniej karanego Stanisława K. - mieszkańca podlubelskiej rodzinnej wsi F. W połowie stycznia 2011 r. K. i jego sąsiad Mirosław G., którym za zabójstwo L. obiecał 30 tys. zł, przyjechali do Warszawy. Weszli do mieszkania na Ursynowie - b. mąż kobiety wychodząc do pracy, miał zostawić otwarte drzwi. Kobieta została uduszona paskiem.

W czwartek sąd generalnie podzielił ustalenia śledczych i nie dał wiary wyjaśnieniom oskarżonych, że chodziło wyłącznie o nastraszenie kobiety. Warto zauważyć, co sprawcy zabrali ze sobą: pasek, rękawiczki i taśmę do krępowania. Nie wzięli jednak kominiarek. Gdyby chcieli pozostawić ofiarę przy życiu, to należało zamaskować swój wygląd - mówił sędzia Szulewicz.

Wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie jest nieprawomocny. Wymierzone kary w dużym stopniu odpowiadają żądaniom prokuratora, obrońcy oskarżonych nie pojawili się na ogłoszeniu orzeczenia.