Boeing 767-300 o numerach rejestracyjnych SP-LPC, zwany "Papa Charlie", był eksploatowany przez PLL LOT na podstawie umowy leasingowej z amerykańską spółką Air Castle. Po awaryjnym lądowaniu bez podwozia w listopadzie na warszawskim lotnisku i zakończeniu badań przez Państwową Komisję Badania Wypadków Lotniczych, rozpoczęły się długotrwałe rozmowy i negocjacje między firmą ubezpieczeniową Lufthansa Group, właścicielem samolotu spółką Air Castle oraz PLL LOT - powiedział rzecznik spółki Leszek Chorzewski.
Wyjaśnił, że w trakcie negocjacji ustalono, iż przywrócenie samolotu do stanu pozwalającego na jego dalszą eksploatację jest nieopłacalne. Ostatecznie strony zawarły porozumienie, w ramach którego przejęliśmy samolot na własność, po czym ogłosiliśmy przetarg na zakup samolotu w takim stanie, w jakim znajduje się obecnie. Oferta przetargowa dopuszcza sprzedaż osobno kadłuba i silników - powiedział Chorzewski. Dodał, że zakończenie przetargu ma nastąpić na początku lipca br. Nie chciał jednak ujawnić kwoty, jaką firma mogłaby uzyskać ze sprzedaży maszyny.
Spółka podkreśla, że takie rozwiązanie jest dla LOT-u optymalne, dające szanse na pokrycie części kosztów związanych z wyłączeniem samolotu z eksploatacji. Po awaryjnym lądowaniu, LOT wynajął od 15 stycznia 2012 r. od ukraińskiego przewoźnika AeroSvit samolot Boeing 767, który zastąpił uszkodzoną maszynę. Samolot wynajęto wraz z załogą (tzw. wet-lease). Jak powiedział w środę Chorzewski, maszyna ta jest wykorzystywana w rozkładzie letnim przewoźnika.
LOT ma pięć Boeingów 767, które latają na trasach długodystansowych. Przewoźnik czeka na Boeingi 787 Dreamliner, które zastąpią B767. Kapitan Tadeusz Wrona, który był za sterami Boeinga 767, wylądował awaryjnie na warszawskim lotnisku po tym, jak maszyna nie mogła wysunąć podwozia; samolot lądował "na brzuchu". Na pokładzie było 220 pasażerów i 11 członków załogi; nikt nie został ranny.