Zabiegamy, aby wrak Tu-154M i oryginały rejestratorów samolotu jak najszybciej zostały sprowadzone do kraju, z prawnego punktu widzenia nie jest to jednak konieczne do zakończenia śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej - poinformowała prokuratura wojskowa. Rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa powiedział w piątek PAP, że wrak Tu-154M i rejestratory samolotu - zgodnie z kodeksem postępowania karnego i zasadami konwencji o wzajemnej pomocy prawnej - zostały przebadane przez polskich biegłych i mogą stanowić dowód w sprawie.

Reklama

W polskim śledztwie są już procesowo udokumentowane materiały odnoszące się do wraku, czyli na przykład protokoły, fotografie; są też wyniki oględzin i analiza zapisu czarnych skrzynek - przypomniał prokurator. Dodał, że prokuratura wojskowa m.in. dysponuje już od początku roku opinią fonoskopijną nagrań rozmów w kokpicie Tu-154M dokonaną przez Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Płk Rzepa zastrzegł jednocześnie, że obecnie nie można określić, jak długo potrwa jeszcze polskie śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej - aktualnie jest ono przedłużone do 10 kwietnia 2013 r.

Prokuratorzy prowadzący sprawę oczekują jeszcze przede wszystkim na całościową opinię biegłych analizującą przyczyny tragedii, przygotowywana jest też opinia fizyko-chemiczna odnosząca się do próbek pobranych z wraku Tu-154M, zapowiadane są kolejne partie dokumentów z Rosji - zaznaczył. Całościowa opinia dotycząca okoliczności i przebiegu tragicznego lotu z 10 kwietnia 2010 r. została zlecona przez prokuraturę zespołowi biegłych w sierpniu zeszłego roku.

W środę do Polski przetransportowano próbki pobrane przez polskich biegłych na przełomie września i października z wraku Tu-154M i miejsca katastrofy. Ogółem jest to 255 pojemników - prokuratura już wcześniej informowała, że ich badanie potrwa kilka miesięcy do pół roku. Płk Rzepa przypomniał, że ciągle trwają badania innych próbek - na początku sierpnia do kraju przywiezionych zostało przez polskiego prokuratora ponad tysiąc próbek biologicznych i DNA ofiar katastrofy smoleńskiej.

Reklama

Kilka dni temu prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział "Gazecie Wyborczej" o śledztwie w sprawie katastrofy: Mogę pokusić się o ocenę, że dwie trzecie planowanych czynności jest za nami. Płk Rzepa zaznaczył w piątek, że w sprawie katastrofy smoleńskiej - jak w każdym śledztwie - trzeba jednak brać pod uwagę reakcje na bieżąco na ewentualne nowe ustalenia. Prokuratura przypomniała jednocześnie, że polscy specjaliści na przełomie lipca i sierpnia dokonali już w Smoleńsku prac mających na celu zbadanie technicznych aspektów przekazania do wraku do naszego kraju. Prokuratura informowała, że rozważane są różne opcje transportu wraku do kraju. Możliwa jest droga lotnicza, lądowa lub kolejowa. Chyba optymalna byłaby droga lotnicza, ale możliwe są warianty mieszane - mówił w sierpniu jeden z prokuratorów, ppłk. Karol Kopczyk.

Po sprowadzeniu do Polski szczątków Tu-154M prokuratura wojskowa planuje umieścić je w bazie lotniczej w Mińsku Mazowieckim, gdzie jest już przygotowywany specjalny hangar na złożenie wraku. Jak informowała prokuratura, obecnie nie ma podstaw do formułowania wniosków o obecności na wraku śladów materiałów wybuchowych. W toku wykonywania prac biegli nie stwierdzili obecności na badanych elementach jakichkolwiek materiałów wybuchowych, w tym trotylu i nitrogliceryny - mówił w środę naczelny prokurator wojskowy płk Jerzy Artymiak. Śledczy dodają, że żadne z ustaleń nie wskazuje na wybuch w samolocie.

W końcu października "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy znaleźli na wraku ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. W czwartek podkreśliła, że pojawienie się napisu TNT na wyświetlaczu detektora użytego w Smoleńsku podczas badań wraku Tu-154M nie jest tożsame z wykryciem trotylu.