Żołnierze to funkcjonariusze państwowi, a ich działania są działaniami państwa – dowodzą prawnicy rodzin brytyjskich żołnierzy poległych ma misjach zagranicznych. A skoro państwo nie zapewniło im wystarczającego wsparcia, rodziny mają prawo do walki o odszkodowania od resortu obrony. W myśl decyzji jednego z brytyjskich sądów rząd w Londynie nie mógł zostać pozwany za pogwałcenie europejskiej konwencji praw człowieka. Inny orzekł, że na konwencję można się powoływać, ale tylko w odniesieniu do ran i śmierci, które miały miejsce na terenie bazy brytyjskiej za granicą. Brytyjskie prawo, w przeciwieństwie do polskiego, opiera się na precedensach, dlatego orzeczenie sądu najwyższego w toczącej się sprawie jest tak ważne.
W Polsce system finansowych świadczeń dla poszkodowanych za granicą żołnierzy oraz rodzin poległych na misjach nie przewiduje możliwości ubiegania się o dodatkowe pieniądze od państwa. W razie śmierci żołnierza jego bliscy dostają jedynie jednorazowe wypłaty z polisy ubezpieczeniowej. Żona i dzieci mogą liczyć także na dodatkowe świadczenie w wysokości 18-krotności wynagrodzenia poległego. Państwo ponosi też koszty transportu i pogrzebu żołnierza.
Wypłaty dla rannych są o wiele skromniejsze. Poszkodowani w zależności od stopnia doznanego upośledzenia dostają rentę na takich zasadach, jak pozostali obywatele. Z kolei wysokość jednorazowych zasiłków jest ustalana w relacji do średniego wynagrodzenia w zależności od stopnia uszkodzenia ciała wyrażonego w procentach. – W ubiegłym roku udało się wywalczyć specjalny status dla weteranów wojennych z misji zagranicznych – mówi DGP Tomasz Kloc, szef Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju. Chodzi o ustawę z 2012 r., zgodnie z którą kombatantom należą się bezpłatne leczenie oraz ulgi na przejazd.

Bunt w armii

Reklama
Decyzja brytyjskiego sądu odwołująca się do konwencji praw człowieka jest przełomowa. Jeśli będzie pozytywna, otworzy nowe możliwości dla weteranów, którzy chcą walczyć o dodatkowe świadczenia za poniesione rany.
Problem wadliwego bądź niedopasowanego do warunków wyposażenia, które w konsekwencji stanowi dodatkowe zagrożenie dla żołnierzy, jak najbardziej dotyczy Polski. Chodzi np. o samochody marki Tarpan Honker, z których korzystaliśmy w Iraku. Auta, znajdujące się na stanie polskiego kontyngentu, nie miały pancerza zabezpieczającego przed ostrzałem i minami. Część miała prowizorycznie przyspawane blachy, na innych porozwieszano kamizelki kuloodporne. Tarpany zyskały miano „Saint-Tropez”, bo żołnierze nie mieli praktycznie żadnej osłony od ostrzału, za to mogli się smażyć w słońcu. W pierwszym etapie działań w Afganistanie Polacy poruszali się samochodami humvee drugiej generacji, których opancerzenie nie odpowiadało skali zagrożenia. W tym czasie Amerykanie jeździli wozami o kilka generacji wyżej (tzw. piątkami), a polskie wojsko szykowało się dopiero do ulepszeń. Humvee drugiej generacji bezpiecznie można było dojechać na obiad w bazie.
Latem 2007 r. kilku żołnierzy odmówiło wyjazdu nimi na patrole. – Kilku – siedmiu lub dziewięciu – żołnierzy zwróciło się z raportem o odwołanie ze służby w PKW (Polski Kontyngent Wojskowy – red.), podając za przyczynę to, że ich zdaniem humvee są za mało doposażone, jeśli chodzi o zabezpieczenie – mówił ówczesny marszałek Sejmu Ludwik Dorn. Dodawał, że poszuka możliwości rozwiązania sprawy wyposażenia polskich żołnierzy w Afganistanie w samochody z lepszym dopancerzeniem. Ówczesny dowódca PKW gen. Marek Tomaszycki poinformował dziennikarzy, że oczekuje, iż polski parlament wystąpi do Kongresu USA z inicjatywą w sprawie wyposażenia wojsk polskich w Afganistanie w nowszą generację samochodów.

Cena życia

Tego typu sytuacja jest analogiczna do brytyjskiej i mogłaby stworzyć podstawy do roszczeń. – Wejście na drogę walki z machiną państwową jest prawdziwym wyzwaniem dla i bez tego poszarpanych nerwów żołnierzy. Dlatego niewielu z nich się na to decyduje – tłumaczy Tomasz Kloc. Polski resort obrony tylko raz, w 2011 r., wypłacił zadośćuczynienie i odszkodowania za krzywdy doznane na misjach. Na mocy ugody zawartej między ministerstwem a rodzinami pieniądze otrzymali bliscy 40 poległych żołnierzy. Nieoficjalnie wiadomo, że wartość zadośćuczynienia ustalono na 100 tys. zł, a odszkodowania – na maksymalnie 150 tys. zł.
– Była to jednak jednorazowa wypłata. System odszkodowań dla pozostałych, z którego mogliby skorzystać ci, którzy nie zdecydowali się na drogę sądową, mimo deklarowanych chęci, nie został zmieniony – mówi DGP mec. Sylwester Nowakowski, przedstawiciel rodzin.