Choć ubojnia w okolicach Białej Rawskie została zamknięta w ubiegłym tygodniu, to przeprowadzono w niej kolejną kontrolę. Ta wykazała, że znajduje się tam ukryte magazyny z 30 tonami mięsa bez oznaczeń weterynaryjnych.
Mięso to zostanie przebadane przez Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach. Śledczy chcą ustalić, jaka była jakość mięsa, czy mogło pochodzić od chorych zwierząt, czy jest tylko wołowe, czy też wieprzowe - mówi TVN 24 rzecznik prokuratury Krzysztof Kopania. Dziś będą pobierane kolejne próbki - podkreśla.
O zakładzie w okolicach Białej Rawskiej zrobiło się głośno, gdy kilka tygodni temu policja skontrolowała transport bydła, które miało trafić do zakładu. Dziewięć z 24 zwierząt było martwych, a reszta w stanie krytycznym - miały liczne złamania i były poobijane. Sekcja wykazała, że były chore.
Ale okazało się także, że z zakładu próbowano wywieźć 18 ton mięsa, które nie nadawało się do sprzedaży. Brakowało dokumentów i oznaczeń weterynaryjnych.
Służby weterynaryjne natychmiast zdecydowały o zamknięciu zakładu.
Z wcześniejszych ustaleń prokuratury wynika, że mięso chorych i martwych zwierząt sprzedawano już od jakiegoś czasu 16 firmom z pięciu województw. 43-letniemu właścicielowi zakładu Piotrowi M. postawiono w związku z tym kilka zarzutów, w tym m.in. oszustwa, usiłowania oszustwa i naruszenia przepisów karnych ustawy o ochronie zdrowia zwierząt i zwalczania chorób zakaźnych zwierząt.
Mężczyźnie grozi teraz do ośmiu lat więzienia.