Prowadził ją chirurg. Nie miał wielu pacjentów. Z powodu kłopotów finansowych postanowił zamknąć interes. Zmienił profil na bardziej dochodowy i zajął się chirurgią plastyczną (działa do dziś). Sprzęt po in vitro kupiła inna klinika z siedzibą w Warszawie. – Bardzo się zdziwiliśmy, kiedy przy wyładowywaniu sprzętu, m.in. słojów do przechowywania zarodków, okazało się, że jeden jest pełny – mówi DGP jeden z pracowników kliniki.

Reklama
Ostatecznie warszawski ośrodek przejął także i ten słój z kilkudziesięcioma zarodkami. Otrzymał też listę z kontaktami do rodziców. – Informowaliśmy rodziców, jednak niewiele osób się po nie zgłosiło – przyznaje nasz informator. Ale zapewnia, że zarodki są nadal przechowywane w bezpiecznych warunkach.
Sprawa trafiła do prokuratury w Szczecinie. Zawiadomili ją rodzice, którzy nie wiedzieli, że ich zarodki zostały przesłane do stolicy. Sprawa jednak została umorzona.
To kolejny przypadek, który pokazuje, że kwestie związane z in vitro rozwiązywane są per facta concludentia. Najczęstsze są sytuacje, w których dochodzi do zakończenia działalności związanej z zapłodnieniem pozaustrojowym. Wówczas pojawia się pytanie, co zrobić z zarodkami. Jak mówił w rozmowie z DGP dr Krzysztof Papis, kriobiolog z Przychodni Lekarskiej nOvum, powinien powstać bank zarodków finansowany przez państwo, gdzie by mogły trafiać zarodki właśnie w takich sytuacjach.
Jak pisaliśmy 15 kwietnia, w Poznaniu sytuacja była podobna: klinika zajmowała się działalnością in vitro i okulistyką. Siedem lat temu postanowiła zlikwidować działalność in vitro i zająć się jedynie okulistyką. Nie wiadomo było, co zrobić z zarodkami. Rodzice ich nie odebrali, a żadna placówka nie chciała ich przyjąć. W marcu tego roku nowy szef kliniki znalazł słój na zarodki, ale nie było w nim ciekłego azotu potrzebnego, aby przeżyły. Złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa w związku z prawdopodobnym zniszczeniem zarodków.
Jak wynika z informacji DGP, w ostatnich dniach zostali wezwani na rozmowy pracownicy poznańskiego ośrodka. – Prokuratura okręgowa prowadzi działania sprawdzające – potwierdza jej rzecznik Magdalena Mazur-Prus. Nadal nie ma decyzji, czy zajmie się sprawą. Nie sprawdzono, czy w pojemniku, który znaleziono w klinice okulistycznej, są zarodki, czy ich nie ma. Zostanie to sprawdzone tylko wtedy, jeśli będzie wszczęte postępowanie.
Sprawa poznańska wywołała burzę. Kilka dni temu minister sprawiedliwości Jarosław Gowin oświadczył, że dotarły do niego sygnały, iż polskie zarodki są sprzedawane do Niemiec, a tam prowadzi się na nich eksperymenty. Wczoraj musiał się tłumaczyć ze swoich słów. Twierdził, że zostały one wyrwane z kontekstu. Wyjaśnień zażądała również ambasada niemiecka.