Amerykańska ofensywa dyplomatyczna nakierowana na Polskę trwa. W piątek dwudniową wizytę nad Wisłą zakończył Chuck Hagel, sekretarz obrony USA. Spotkał się m.in. z premierem Donaldem Tuskiem i ministrem obrony Tomaszem Siemoniakiem. Jak czytamy w oficjalnym komunikacie ambasady USA: „Celem wizyty są rozmowy o bliskiej współpracy obronnej Polski i Stanów Zjednoczonych i o partnerstwie w zakresie szeroko rozumianego bezpieczeństwa międzynarodowego”. I choć strona polska twierdzi, że głównym tematem rozmów była Ukraina, to także tu pojawia się informacja o toczących się rozmowach dotyczących tarczy antyrakietowej.
Wizyta Hagela to najnowszy rozdział w niezwykłej dyplomatycznej aktywności USA nad Wisłą. W listopadzie ubiegłego roku przyleciał do nas sekretarz stanu John Kerry. Oficjalnie rozmowy dotyczyły „sojuszu obronnego i partnerstwa z Polską w zakresie wielu globalnych kwestii, jak również kluczowego wkładu Polski w szerzenie demokracji i umacnianie zdolności NATO”. Jeśli do tego dodamy, że w lipcu krótką wizytę złożył szef amerykańskiej armii generał Martin Dempsey, w kwietniu w Warszawie odbył się Polsko-Amerykański Dzień Przemysłu Obronnego, a w marcu gościliśmy Wendy Sherman, podsekretarz stanu ds. politycznych w Departamencie Stanu, to widać, że administracja prezydenta Baracka Obamy jest niesamowicie zainteresowana Polską. A dokładniej polskimi zagadnieniami związanymi z obronnością.
Dla porównania: w 2012 r. nie odnotowaliśmy żadnej wizyty wysokich rangą oficjeli zza oceanu.
– Czy nasza sytuacja polityczna się diametralnie zmieniła? Nie. A które państwo w najbliższych latach wyda takie pieniądze na zbrojenia jak Polska? – pyta retorycznie były wiceminister obrony odpowiedzialny za modernizację polskiej armii generał Waldemar Skrzypczak.
Amerykanie w takim przypadku wykorzystują wszystkie możliwości, by zapewnić swoim firmom kontrakty.
– Rozmowy o obronności na najwyższym poziomie politycznym służą w dużej mierze promocji amerykańskiego przemysłu obronnego. Amerykanie robią to naprawdę dobrze, tak po prostu wygląda robienie interesów. W sumie dziwić może, że Polacy niedostatecznie wykorzystują podobne okazje – wyjaśnia analityk ds. bezpieczeństwa Michał Hola z „Military and Defense Magazine”.
Gdzie dokładnie Amerykanie widzą swoją szansę? Do 2022 r. Polska wyda na modernizację armii ponad 100 mld zł. W wartym 26 mld zł przetargu na tarczę antyrakietową zostało już tylko 5 podmiotów, m.in. produkujący patrioty amerykański Raytheon i amerykańsko-włosko-niemieckie konsorcjum MEADS. Łakomym kąskiem jest także wart prawie 12 mld zł kontrakt na śmigłowce, który ma zostać rozstrzygnięty jeszcze w tym roku. Tutaj w grze jest Sikorsky Aircraft z helikopterami Black Hawk. Firmy zza oceanu mogą się też liczyć w wartym ponad 2 mld przetargu na drony.
– Podobnie było także przy podpisywaniu kontraktu na samoloty F-16, wtedy też ta presja była bardzo silna – potwierdza dr Aleksandra Jarczewska, specjalistka od polityki amerykańskiej z Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Jednak właśnie kupno F-16 pokazuje także, że w kontaktach z Amerykanami własnych interesów należy pilnować do końca.
– Kupiliśmy świetne samoloty, ale już nikt nie rozliczył offsetu, w ramach którego mieliśmy otrzymać know-how i inwestycje. Ja nie mówię, żeby od razu mówić im „nie” przy kontraktach. Ale oceńmy wiarygodność deklaracji amerykańskich przez pryzmat wykonania poprzednich umów. Zostaliśmy wykiwani na miliardy złotych i mamy prawo czuć się oszukani – przestrzega generał Waldemar Skrzypczak.