Marcin Michalski - bo o nim mowa - w oświadczeniu opublikowanym na stronie zespołu ds. wyjaśnienia opinii publicznej okoliczności katastrofy napisał m.in., że nieprawdą jest, iż pozwolono prowadzić prace archeologiczne jedynie na fragmencie terenu katastrofy. Wszyscy członkowie ekspedycji mieli nieograniczony dostęp do obszaru, w który uderzył samolot, jak również do terenów przylegających do miejsca wypadku.
Do komunikatów wprowadzających opinię publiczną w błąd zaliczył przede wszystkim próby łączenia wyników badań archeologicznych z wyjaśnianiem przyczyn katastrofy lotniczej.
- Stanowi to oczywiste nadużycie i świadczy o braku zrozumienia istoty działań archeologów w Smoleńsku - zauważył.
Zaprzeczył też, by podczas prac archeologicznych znaleziono szczątki przed złamaną brzozą - fragmenty samolotu znaleziono jedynie na zachód od drzewa, co odpowiada kierunkowi lotu, a po drugie, że prace terenowe wymagały konsultacji ze stroną rosyjską.
Zaznaczył przy tym, że w miejscach o największym natężeniu znalezisk prowadzono czynności z pogranicza badań wykopaliskowych, jednak przeprowadzenie pełnej eksploracji miejsca zdarzenia nie jest możliwe ze względów technicznych - wymagałoby to znacznie liczniejszego zespołu, ale nawet po przeprowadzeniu bardzo szczegółowej eksploracji, z pewnością na miejscu badań nadal pozostałyby szczątki związane z katastrofą.
Badania archeologiczne na miejscu katastrofy polskiego Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r. prowadzono w październiku 2010 r. w ramach wniosku o pomoc prawną, wystosowanego przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie do prokuratury rosyjskiej.