Podczas przesłuchania przyznał, że sam wysyłał sobie SMS-y z pogróżkami. Chciał skierować śledztwo na niewłaściwe tory. Chodziło o zasugerowanie, że podpalaczem jest osoba, która mu rzekomo groziła.

Podczas śledztwa znaleziono przy nim telefon, z którego wysyłano te wiadomości.

Reklama

Przyznanie się do utrudniania śledztwa nie oznacza, że podejrzany przyznał się do pozostałych, dużo cięższych zarzutów. Konsekwentnie twierdzi, że to nie on zabił swoją rodzinę. Prokuratura nie ma jednak wątpliwości, że to Dariusz P. podłożył ogień. Na krótko przed tragedią ubezpieczył żonę na wysoką kwotę.

Jednym z dowodów w sprawie jest opinia biegłego w zakresie pożarnictwa, jednoznacznie wskazująca na podpalenie. Ogień podłożono w sześciu miejscach mieszkania. Żaluzje domu były zablokowane w taki sposób, by nie można było ich otworzyć. W domu nie było też śladów włamania. Z innej opinii biegłych wynika, że wbrew swoim twierdzeniom w czasie pożaru mężczyzna był blisko domu.

Prokuratura wciąż nie powołała biegłych, którzy ocenią czy w chwili pożaru Dariusz P. był poczytalny. Opinia psychiatrów będzie sporządzona na podstawie obserwacji, która może potrwać kilka tygodni.