Ta sprawa zniszczyła mi życie. Prawie 33 miesiące trzymano mnie w areszcie, chociaż nigdy nie było dowodów, że popełniłem przestępstwo - mówi "Rzeczpospolitej" Grzegorz Wieczerzak. Były prezes, którego oskarżono o spowodowanie milionowych strat, idzie do sądu po odszkodowanie - niemal wszystkie zarzuty upadły. Okazało się bowiem, że pożyczki dla zewnętrznych firm okazały się nie wyprowadzaniem pieniędzy, a dobrą inwestycją.
Wieczerzak domaga się 13 milionów odszkodowania i 15 milionów zadośćuczynienia ze strony Skarbu Państwa. Przypomina, że siedział w celi ze zwykłymi bandytami, a władze nie pozwoliły , pod nadzorem policjantów, wziąć udziały w pogrzebie matki. Twierdzi też, że poniósł niewyobrażalne straty moralne. Odeszła ode mnie żona, która na stale wyemigrowała, zabierając dzieci, z którymi mam bardzo ograniczony kontakt - mówi. Twierdzi też, że nie ma szans na zatrudnienie w branży finansowej, a niektóre banki nie chcą mu nawet pozwolić na otworzenie konta. Uważa też, że padł ofiarą spisku. Ktoś chciał zarobić na prywatyzacji, a ja byłem przeszkodą - ocenia
ZOBACZ TAKŻE:Śledczy uniewinnili Wieczerzaka i Jamrożego>>>