Aż 65 proc. badanych w sondażu dla DGP uważa, że in vitro powinno być finansowane z pieniędzy publicznych. Ten pogląd popierają przede wszystkim osoby młode i z wyższym wykształceniem. Jedna czwarta jest przeciwna refundacji takich zabiegów. Reszta badanych nie miała zdania.
Co ciekawe, aż 18 proc. jest za tym, by koszty in vitro były refundowane także osobom samotnym. Za bezpłatnym in vitro dla małżeństw opowiada się o wiele więcej, bo 77 proc. Opłacanie tej metody zapłodnienia parom żyjącym w związkach nieformalnych popierało 32 proc. Ta ostatnia opcja, zgodnie z projektem ustawy regulującej in vitro, będzie możliwa w Polsce. Samotne macierzyństwo na koszt podatników już nie. Zablokuje to m.in. obowiązek wykazania przynajmniej rocznego leczenia niepłodności przez parę, która się ubiega o in vitro.
Budząca najwięcej kontrowersji anonimowość dawcy nasienia traktowana jest przez ankietowanych niejednoznacznie. Blisko 40 proc. uważa, że dawca powinien być jawny. Podobny odsetek zajmował przeciwne stanowisko. Zdania były podzielone bez względu na płeć: tak samo zróżnicowane poglądy mają kobiety, jak i mężczyźni.
Reklama
Resort zdrowia w przygotowywanej obecnie ustawie zabrania dawstwa jawnego, czyli możliwości oddania nasienia, z podaniem swoich danych (nawet jeżeli takie byłoby życzenie dawcy). W Polsce, zgodnie z projektem, dziecko po ukończeniu 18. roku życia, któremu rodzina powie, że ma innego ojca biologicznego, będzie mogło poznać tylko kilka danych dawcy nasienia: głównie rok i miejsce urodzenia. W przypadku problemów zdrowotnych będzie mogło poznać częściowe dane medyczne.
Zdaniem Karoliny Domagalskiej, autorki książki „Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro”, taka regulacja jest nie tylko niezgodna z kartą praw dziecka, lecz także grozi serią procesów.
W Wielkiej Brytanii debatę nad jawnym dawstwem zapoczątkował proces Joany Rose w 1998 r. Dziewczyna, która w wieku ok. ośmiu lat dowiedziała się, że jej ojciec społeczny nie jest biologicznym, po latach wytoczyła brytyjskiemu resortowi zdrowia proces za złamanie prawa do życia rodzinnego oraz ukrywanie danych o pochodzeniu. Jej sprawa przyczyniła się do zniesienia anonimowości dawców w 2005 r. Dwa lata wcześniej inne procesy wymusiły powstanie projektu Donor Link, który dzięki bazie DNA i numerom dawców pozwala kojarzyć rodzeństwo przyrodnie czy odszukać rodziców. Prekursorem takiego podejścia była Szwecja, która od 1985 r. wprowadziła jedynie jawne dawstwo.
W Niemczech, gdzie również dawstwo jest jawne, Sara P. urodzona w 1991 r. (czyli jeszcze wtedy, kiedy było ono anonimowe) w 2013 r. wygrała batalię o zniesienie anonimowości. Sąd stwierdził, że taka osoba ma prawo wiedzieć, kto jest jej ojcem. Sara P., która dość późno dowiedziała się, że jej ojciec społeczny nie jest biologicznym – tłumaczyła, że bez tego czuje się „niekompletna”. – Wyobrażam sobie, że gdy dotrę do niego, będzie to jak znalezienie mojej drugiej połowy – argumentowała.
Jak tłumaczy Karolina Domagalska, rozmowy z osobami urodzonymi z in vitro wskazują, że ta wiedza jest bardzo istotna. – Kiedy mamy do czynienia z dawstwem anonimowym, przeszłość jawi się jak czarna dziura. Jeżeli nawet rodzice zdradzą dziecku sekret jego pochodzenia, to przy dawcy anonimowym nie ma legalnie – żadnych możliwości, by dowiedzieć się czegoś więcej. Oprócz tego, jaki jest jego numer. Starania dzieci, by dowiedzieć się więcej, pokazują, że zależy im na tym – twierdziła w wywiadzie dla DGP.
Dawstwo jawne jest wzorowane na adopcji społecznej – dziecko ma prawo po uzyskaniu dojrzałości dowiedzieć się nie tylko nazwiska, lecz także np. jaka jest liczba urodzonych dzięki danemu dawcy. Jak opowiadała Anna Krawczak z Naszego Bociana, w niektórych państwach istnieje możliwość przesłuchania nagrania z głosem ojca biologicznego albo zapoznania się z listą jego zainteresowań czy poznania informacji o jego zawodzie.
Prof. Eleonora Zielińska, członek komisji działającej przy resorcie zdrowia ds. etyki w ochronie zdrowia, uważa, że w anonimowości nie ma nic złego. Jej zdaniem dziecko, które szuka swoich korzeni, ma nadzieję na nawiązanie bliskości, a do tego nie dochodzi. – To zaś może pociągnąć jeszcze większe rozczarowanie i powodować jeszcze bardziej traumatyczne przeżycia – uważa prof. Zielińska. Dodaje, że najczęściej poszukiwania nakładają się na wiek dojrzewania. Mogą się również nałożyć na konflikty ze społecznymi rodzicami. Jej zdaniem dziecko powinno nie tyle poznać dane osobowe, ile dane dotyczące koloru oczu czy innych cech wyglądu czy zainteresowań.
Projekt ustawy o leczeniu niepłodności został w marcu przyjęty przez rząd. Jego pierwsze czytanie odbędzie się podczas obecnego posiedzenia Sejmu. Zakłada on m.in., że metoda in vitro będzie dostępna po wyczerpaniu wszystkich innych (chyba że para udowodni, że zgodnie z aktualną wiedzą medyczną kobieta nie może zajść w ciążę w wyniku zastosowania tych metod). Korzystać z niej będą mogły oprócz małżeństw pary żyjące w nieformalnym związku. U kobiet do 35. roku życia będzie można zapłodnić sześć komórek jajowych. Ustawa również wprowadza kontrolę nad bezpieczeństwem przeprowadzanych zabiegów oraz monitoring.
W Sejmie prócz rządowego znajdują się obecnie cztery projekty. Dwa SLD, jeden Twojego Ruchu i jeden PiS. Wcześniej były dwa projekty PiS. Oba zakazujące in vitro. Jeden został wycofany w zeszłym tygodniu. – W obu znajdowały się podobne rozwiązania, nie było sensu, by poddawać je pod obrady – wyjaśnia poseł PiS Jan Dziedziczak.
Z kolei prezydent Bronisław Komorowski mówił wczoraj, że prawo nie może zabraniać in vitro. – Każdy człowiek będzie rozważał kwestię in vitro w swoim sumieniu. Prawo musi być budowane dla wszystkich, uniwersalne. Państwo musi dać wybór – powiedział prezydent.
Tylko jedna czwarta Polaków jest przeciwna refundacji in vitro