Pięć lat temu zakład został sprywatyzowany. Wartą kilkadziesiąt milionów złotych firmę sprzedano za 1,5 miliona. Po roku nowy właściciel przestał wypłacać wynagrodzenia, wysłał pracowników na bezpłatny urlop, a później złożył do sądu wniosek o ogłoszenie upadłości.

Reklama

Prokuratura, która badała sposób wyceny majątku zakładu oraz przeprowadzenia jego prywatyzacji, nie doszukała się nieprawidłowości i umorzyła postępowanie.

Zanim do tego doszło ówczesny senator, a dziś poseł Wojciech Skurkiewicz z Prawa i Sprawiedliwości powiadomił CBA. Jednak ze względu na toczące się jeszcze prokuratorskie śledztwo, sprawa nie doczekała się wyjaśnienia.

Mimo to Paweł Wojtunik, szef CBA zadeklarował, że funkcjonariusze "z należytą starannością" ponownie przyjrzą się procesowi prywatyzacji Fabryki Łączników.

Po wnikliwej analizie zebranych materiałów, okazało się, że istnieje duże prawdopodobieństwo złamania prawa, dlatego instytucja zawiadomiła o swoich podejrzeniach Prokuratora Generalnego.

Już po ogłoszeniu upadłości syndyk wycenił majątek przedsiębiorstwa na 37 milionów złotych. Zawiadomieniem, które trafiło na biurko Prokuratura Generalnego, objęto 29 osób.