"Patrole" złożone z sympatyków Obozu Narodowo-Radykalnego pojawiły się na ulicy Piotrkowskiej w Łodzi w ubiegły weekend. Cztery osoby w spodniach moro i z biało-czerwonymi opaskami na ramionach zauważył aktor, Jacek Poniedziałek.

Reklama

Swoim spostrzeżeniem podzielił się na portalu społecznościowym. - W Łodzi na Piotrkowskiej samozwańcza milicja paramilitarnych nacjonalistów "pilnuje porządku". O jaką czystość i ład tutaj chodzi? – pytał retorycznie aktor.

ONR: działamy prewencyjnie

Narodowcy zapowiadali wyjście swoich "patroli" na ulicę Łodzi jeszcze w marcu. Sami tłumaczą, że są to tylko działania prewencyjne. Wobec kogo? – Staramy się wychwytywać niezgodne z prawem zachowania obcokrajowców, przede wszystkim tych ze świata arabskiego. Obserwacja ulic to działanie profilaktyczne – przekonuje Witold Stefanowicz, rzecznik ONR-u. Z kolei w jednej z lokalnych telewizji łódzki działacz Obozu tłumaczył, że "patrole" mają też reagować na rasistowskie zachowania obcokrajowców wymierzone w społeczność polską.

Jak dodaje rzecznik ONR, wyjście sympatyków organizacji na ulice Łodzi... "jest wyrazem potrzeb społeczeństwa". – Dostajemy sygnały od osób, które pomimo bełkotu poprawności politycznej zauważają na ulicach polskich miast incydentalne zachowania obcokrajowców podobne do tych z Niemiec czy Francji – twierdzi Stefanowicz.

Policja na "nie"

Łódzka policja nie widzi sensu w "patrolowaniu" ulic przez sympatyków ONR. – Nie mieliśmy w mieście żadnych zdarzeń, do których, tłumacząc swoją inicjatywę, nawiązują przedstawiciele ONR – mówi Joanna Kącka, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Komendanta Policji.

Policjanci przyznają, że zauważyli w weekend "patrol" ONR z Piotrkowskiej. – Była to grupa osób, kobiety oraz mężczyźni. Nie prowadzili żadnych działań, po prostu spacerowali. Osoby te zostały wylegitymowane i na tym nasze działania się skończyły. Nie łamali w żaden sposób przepisów, nie podejmowali żadnej interwencji – wyjaśnia Kącka. Jak dodaje, sympatycy ONR nie mają żadnych dodatkowych uprawnień do dokonywania akcji na ulicy. – Mają dokładnie te same prawa, co każdy inny obywatel, który idzie po Piotrkowskiej, widzi przestępstwo i może ująć sprawcę na gorącym uczynku, jeżeli zachodzi obawa ukrycia się tej osoby lub nie można ustalić jej tożsamości – tłumaczy rzeczniczka KWP w Łodzi i dodaje: Zapewniam, że na ulicy Piotrkowskiej jest sporo patroli zarówno policji, jak i straży miejskiej.

Reklama

To właśnie na instytucję zatrzymania obywatelskiego (art. 243 Kodeksu Postępowania Karnego), powołują się członkowie ONR, tłumacząc legalność swoich "patroli". – Nie łamiemy prawa. Wolimy dmuchać na zimne – mówi Witold Stefanowicz z ONR.

Władze bezradne

Łódzki magistrat oficjalnie potępia działania ONR. - Nie wyobrażam sobie sytuacji, aby ul. Piotrkowską "patrolowała" jakakolwiek paramilitarna organizacja, tym bardziej odwołująca się do tak radykalnej ideologii. Za ład i porządek odpowiadają: straż miejska, policja i inne powołane do tego przez państwo służby, które posiadają niezbędne siły i środki, aby zapewnić bezpieczeństwo w mieście - zaznacza Marcin Masłowski, rzecznik prezydent Łodzi.

Jednak nieoficjalnie władze przyznają, że mają związane ręce, bo trudno zakazywać ludziom spacerów po mieście – a tak z punktu widzenia prawa wyglądają "patrole" ONR.

Czy inne miasta w Polsce również będą pod obserwacją narodowców? ONR nie wyklucza takiej możliwości. – Nie jest to planowana odgórnie akcja, skierowana przeciwko jakieś konkretnej mniejszości czy obcokrajowcom. Działamy, jeśli otrzymamy sygnały od danej lokalnej społeczności. Jako jedna z niewielu organizacji w kraju dostrzegamy realne zagrożenie i staramy się działać, gdy jest ono jeszcze w zarodku – przekonuje przedstawiciel Obozu Narodowo-Radykalnego.