Raport, który zaprezentuje think tank NCSS (do listopada jego szefem był obecny wiceminister obrony Tomasz Szatkowski, a ekspertem pułkownik Krzysztof Gaj – obecnie szef Zarządu Organizacji i Uzupełnień Sztabu Generalnego Wojska Polskiego), omawia trzy koncepcje obrony terytorialnej, o których w Polsce mówi się od jakiegoś czasu.
Pierwsza to idea lekkiej piechoty zakładająca utworzenie regionalnych i lokalnych pododdziałów przypisanych do danych organów administracji państwowej. Brygady (liczące po ok. 2 tys. żołnierzy) mają być tworzone na szczeblu województwa. Zdaniem autorów raportu głównymi zaletami opisywanej koncepcji jest wysoki potencjał obronny, najwyższy wskaźnik potencjału obronnego do ceny koniecznej do utworzenia i funkcjonowania komponentu, relatywnie prosty proces szkolenia, a także powszechne wsparcie środowiska lokalnego. Wadą tego rozwiązania jest to, że takich żołnierzy powinno być przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy i muszą dysponować relatywnie nowoczesnym, przenośnym sprzętem przeciwpancernym i przeciwlotniczym.
Druga koncepcja, która przewija się w debacie dotyczącej obrony terytorialnej, zakłada tworzenie brygad pancerno-zmechanizowanych. Miałyby one otrzymywać wozy bojowe ze sprzętu wycofywanego z regularnego wojska. Problem polega na tym, że to rozwiązanie drogie w utrzymaniu, a w czasie walki takie wojska zapewne zostaną szybko pokonane. Na dodatek taka koncepcja może nie cieszyć się zbyt dużą przychylnością środowiska cywilnego.
Trzecia forma wojsk obrony terytorialnej przypomina nieco milicje znane z niektórych państw zachodnich, które mają mocno wspierać służby takie jak straże pożarna czy graniczna w czasie pokoju. Byłyby przydatne np. w przypadku powodzi. Ale przez to, że z założenia nie dysponują bronią przeciwpancerną, to już znacznie mniej sprawdzałyby się na polu walki.
Zdaniem ekspertów NCSS, których wnioski są zbieżne z tymi ekipy rządzącej obecnie w resorcie obrony, powinno się postawić w obronie terytorialnej na lekką piechotę.
Rozbudowany ilościowo komponent terytorialny, oparty w głównej mierze na pododdziałach lekkiej piechoty, uzbrojonej w nowoczesne, przenośne systemy przeciwpancerne i przeciwlotnicze (wariant I – koncepcja terytorialna) stanowi najwłaściwsze rozwiązanie organizacyjne do prowadzenia działań obronnych i opóźniających na północno-wschodnich i wschodnich terenach Polski (linia: Bartoszyce – Węgorzewo – Suwałki – Augustów – Białystok – Bielsk Podlaski – Siemiatycze – Biała Podlaska) – napisali autorzy: Maciej Paszyn, Mariusz Kordowski i Wojciech Zalewski. Ich zdaniem takie oddziały będą mogły w istotny sposób spowolnić potencjalne uderzenie przeciwnika (nawet w sytuacji kilkukrotnej przewagi potencjału bojowego), zadając mu duże straty w sprzęcie bojowym.
Na podstawie m.in. gier strategicznych opracowano harmonogram, według którego powinno się odbywać tworzenie struktur obronnych. Trzeba zacząć od województw lubelskiego, mazowieckiego, podlaskiego oraz warmińsko-mazurskiego. Eksperci NCSS sugerują, że do połowy 2018 r. w obronie terytorialnej powinno służyć ponad 20 tys. ludzi.
– Poprzedni rząd w kwestiach OT nie robił praktycznie nic, a próby, w które się m.in. sam zaangażowałem, nie przyniosły efektów. Obecny rząd przystępuje do realizacji jakiejś koncepcji i za to trzeba go pochwalić. Ale to się dzieje na poziomie operacyjnym, a nie strategicznym – stwierdza były wiceminister obrony Romuald Szeremietiew. – Ja mam zupełnie inny pogląd na to, co powinna realizować OT. Moim zdaniem potrzebne jest zbudowanie powszechnego komponentu takich wojsk, który może być elementem odstraszającym. To ma być sygnał dla potencjalnego agresora, że spotka się z oporem na każdym kroku. Powinniśmy mieć zdolność rozwijania obrony terytorialnej do 500 tys. żołnierzy. Taka liczba będzie wystarczająca, aby odstraszać napastnika, i zapobiegnie wybuchowi wojny.
Z kolei przedstawiciel poprzedniego rządu, były wiceminister obrony Czesław Mroczek, o rządowej propozycji tworzenia obrony terytorialnej (czyli lekkiej piechocie) ma krytyczne zdanie. To fragment jego wypowiedzi z sejmowej komisji obrony narodowej: Realizowanie koncepcji, w której – jakby obok sił zbrojnych – powołamy 35 tys. żołnierzy, pochłonie całe dostępne środki finansowe, które możemy skierować na rozwój. Koszty osobowe. W każdej firmie największe są koszty osobowe. Tym projektem, jak już powiedziałem, zamykacie (rząd PiS – red.) rozwój sił zbrojnych.
Poprzedni rząd w kwestiach Obrony Terytorialnej nie robił nic.