Według Lecha Wałęsy teczki mają dwa rożne widoczne kolory starzenia papieru. - Ewidentnie też widać różnicę charakteru pisma. Specjaliści krajowi i zagraniczni nie będą mieli problemów uczciwego wykazania - pisze na Facebooku były prezydent.

Reklama

Lech Wałęsa spędził w środę w Instytucie Pamięci Narodowej w Warszawie ok. trzech godzin. Wjechał ok. godz. 10 na teren IPN przy ul. Kłobuckiej, gdzie mieszczą się archiwa Instytutu, nie udzielając wypowiedzi dziennikarzom. Krótko przed godz. 13 wyjechał, także nie rozmawiając z mediami.

Tego dnia b. prezydentowi, przesłuchanemu w charakterze świadka, został okazany oryginał rękopiśmiennych materiałów z teczki "Bolka". Chodziło o to, aby zeznał do protokołu, że - jego zdaniem - konkretne dokumenty z teczki zostały sfałszowane. Jest to wymogiem prawnym, by prokurator IPN mógł powołać biegłego z dziedziny pisma porównawczego.

Śledztwo ws. podejrzenia poświadczenia nieprawdy przez funkcjonariuszy SB w dokumentach "Bolka" w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej prowadzi białostocki pion śledczy IPN. Wszczęto je po pierwszych wypowiedziach Wałęsy o sfałszowaniu akt z teczki, m.in. pokwitowań odbioru pieniędzy.

W toku przesłuchania okazano panu Lechowi Wałęsie oryginały akt archiwalnych dotyczących współpracy agenta o pseudonimie TW "Bolek". Pan Lech Wałęsa zanegował autentyczność okazanych dokumentów - głosi komunikat prok. Romańczuka. Dodał on, że okazanie miało "kluczowe znaczenie dla kierunku i zakresu zlecanych ekspertyz wykonywanych przez biegłych".

W związku z tym prokurator bezzwłocznie zleci przeprowadzenie koniecznych badań. Jest to możliwe dzięki temu, że od zainicjowania śledztwa 25 lutego br. został zgromadzony praktycznie cały materiał porównawczy niezbędny do badań porównawczych pisma - poinformował prokurator.

Pan prezydent oświadczył, że żaden z okazanych mu dokumentów rękopiśmiennych nie został przez niego ani sporządzony, ani podpisany - powiedział PAP pełnomocnik Wałęsy, prof. Jan Widacki, który brał udział w tych czynnościach. - Myślę, że ekspertyza to potwierdzi - dodał Widacki.

Zdaniem adwokata także zobowiązanie "Bolka" do współpracy z grudnia 1970 r. jest nieautentyczne, gdyż napisano je "pismem wyrobionym", a skoro Wałęsa do dziś nie ma tak wyrobionego charakteru, to tym bardziej nie miał go wtedy. Widacki wyraził przekonanie, że cała teczka pochodzi z lat PRL. "Niektóre z tych dokumentów były podrzucane opozycjonistom w czasach PRL" - podkreślił pełnomocnik Wałęsy.

Jesteśmy po jednej stronie z IPN w dążeniu do prawdy - oświadczył Widacki. Zapowiedział, że Wałęsa będzie aktywnie korzystał ze swych praw pokrzywdzonego w tym śledztwie i np. będzie składał wnioski dowodowe.

16 lutego prokuratorzy IPN dokonali przeszukania w domu wdowy po gen. Czesławie Kiszczaku, gdzie zabezpieczono sześć pakietów dokumentów, w tym teczkę personalną i pracy TW "Bolka". Prezes IPN Łukasz Kamiński ujawnił, że jest tam m.in. odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy z SB, podpisane: Lech Wałęsa "Bolek", a według opinii eksperta archiwisty z IPN dokumenty są autentyczne. Kamiński zapowiedział, że dokumenty te będą poddane badaniom, m.in. z dziedziny pisma porównawczego.

22 lutego IPN udostępnił teczki "Bolka" dziennikarzom i historykom. Są w nich m.in. liczne doniesienia "Bolka" wobec poszczególnych osób, notatki funkcjonariuszy SB ze spotkań z nim z lat 1970-1976 r. oraz pokwitowania odbioru pieniędzy od SB. Większość tych dokumentów - których jest kilkadziesiąt - jest napisana odręcznie.

W decyzji z czerwca 1976 r. o rozwiązaniu przez SB współpracy z "Bolkiem" jako powód podano jego "niewłaściwe zachowanie się" jako współpracownika mimo kilkakrotnych ostrzeżeń, niechęć do współpracy oraz fakt, że 30 kwietnia 1976 r. został zwolniony z pracy w stoczni za wystąpienia krytykujące jej władze. Odnotowano, że za przekazywane informacje "Bolek" był wynagradzany w sumie kwotą 13 100 zł. "Wynagrodzenie brał bardzo chętnie" - dodano.