W ostatnich miesiącach nasi żołnierze pojawili się w Kuwejcie i Iraku, wkrótce będą na Łotwie i w Rumunii. Być może wrócimy do udziału w misjach ONZ. Zmieniamy strategię działania, bo w poprzednich latach częściej wycofywaliśmy się z działań za granicami kraju.
Na Łotwie, pod dowództwem Kanadyjczyków, wraz z Włochami, Słoweńcami i Albańczykami, będziemy stanowić jedną z czterech batalionowych grup bojowych, które mają wzmocnić wschodnią flankę Sojuszu. Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych nie podało dokładnej liczby uczestników misji, ale powinna się ona zmieścić w przedziale 100–300 osób. – Prawdopodobnie będzie to jedna kompania, czyli ok. 200 ludzi wyposażonych w kilkanaście rosomaków, w tym wersje specjalistyczne, np. wóz medyczny – spekuluje Mariusz Cielma, redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej". Gdy wysyłaliśmy żołnierzy na ćwiczenia do krajów bałtyckich, często były to właśnie grupy tej wielkości.
W ramach wzmacniania południowo-wschodniej flanki Sojuszu, również w nieodległym czasie, wyślemy do Rumunii samoloty bojowe. Będą to migi-29 lub F-16. W tym samym czasie cztery polskie jastrzębie prawdopodobnie wciąż będą patrolować niebo na Bliskim Wschodzie (dokumenty przewidują, że będą tam do 31 grudnia, ale na antenie RMF FM wiceminister Tomasz Szatkowski zapowiedział, że ta misja może zostać przedłużona). Od kilku miesięcy w Kuwejcie służy 126 żołnierzy i pracowników wojska. Według planów koszt tej ekspedycji nie powinien przekroczyć 30 mln zł. Wiadomo również, że w Iraku przebywa obecnie kilkudziesięciu, maksymalnie 60 żołnierzy sił specjalnych. Do ich głównych zadań należy doradztwo i szkolenie sztabów oraz pododdziałów specjalnych Sił Zbrojnych Iraku, a trzon stanowią żołnierze Dowództwa Komponentu Wojsk Specjalnych.
Reklama
W sumie przez pierwsze dziewięć miesięcy tego roku na wszystkie misje zagraniczne Wojska Polskiego (także w Kosowie, Bośni i Hercegowinie oraz ostatnich żołnierzy w Republice Środkowoafrykańskiej) wydaliśmy prawie 50 mln zł.
Decyzję o wysłaniu polskich kontyngentów wojskowych do Iraku i Kuwejtu prezydent Andrzej Duda podpisał dwa tygodnie przed odbywającym się w Warszawie szczytem NATO. – Biorąc udział w misjach, wzmacniamy struktury natowskie i naszą pozycję wobec tych państw, dla których rejon misji jest kluczowy. Bo choć dla nas najbardziej istotna jest flanka wschodnia, to dla innych państw Sojuszu jest to flanka południowa – tłumaczy Wojciech Lorenz, analityk ds. bezpieczeństwa z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. – Jeśli teraz my jesteśmy gotowi brać część ciężaru na siebie, to stajemy się ważniejszym i bardziej wartościowym sojusznikiem, którego interesy bezpieczeństwa są bardziej brane pod uwagę – dodaje ekspert.
Łotwa i Rumunia to kraje nam znacznie bliższe geograficznie niż chociażby Afganistan, gdzie wciąż przebywa prawie 200 polskich żołnierzy, czy Irak, gdzie w pierwszej dekadzie XXI wieku byliśmy zaangażowani bardziej. Można jednak mówić o zwrocie. Prezydent Bronisław Komorowski chciał, by Wojsko Polskie przestało być tak "misyjne" i skupiło się na budowaniu zdolności do ochrony własnego terytorium.
Trzeba jednak również pamiętać, że w ostatnich latach świat się mocno zmienił i strefy konfliktu zbliżyły się do naszych granic. O ile jeszcze niedawno braliśmy udział w misjach stabilizacyjnych pod auspicjami Unii Europejskiej (Czad czy dobiegająca właśnie końca obecność w Republice Środkowoafrykańskiej), o tyle kontyngenty wysyłane w najbliższych tygodniach będą operowały w ramach NATO w jego krajach członkowskich.
Jednak już w niedalekiej przyszłości polscy żołnierze znów mogą się pojawić w bardziej egzotycznych miejscach. – Jesteśmy gotowi i podnieśliśmy na powrót kwestię naszego uczestnictwa w wojskowych misjach pokojowych ONZ – zapowiedział prezydent Andrzej Duda w połowie września. Nasza dyplomacja używa tego argumentu, by zdobyć miejsce niestałego członka Rady Bezpieczeństwa w latach 2018–2019. Warto przypomnieć, że w ramach misji stabilizacyjnej ONZ polscy żołnierze przez lata byli obecni na Wzgórzach Golan. Dzięki temu wiedzieliśmy o tym regionie stosunkowo dużo i nasze służby mogły to wykorzystywać. W przypadku misji w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych Polska nie ponosi dużej części kosztów, bo są one refundowane przez ONZ, tak więc w pewnym sensie można potencjalnie wiele zyskać stosunkowo niewielkim kosztem. Decyzję o wycofaniu polskich żołnierzy z tego regionu podjęto jednak w 2009 r. w ramach... oszczędności.