"Kierowca szefa MON pomylił drogę, wywołując zamieszanie w kolumnie samochodów Żandarmerii Wojskowej. W momencie kolizji bmw wiozące Macierewicza stanęło dzięki systemowi bezpieczeństwa, bo kierowca ministra nie zdążył zahamować", informuje "Gazeta Wyborcza".
Wiadomo przy tym, że kolumna samochodów składała się z trzech pojazdów: pierwsza jechała skoda superb, drugie – bmw 7 z Antonim Macierewiczem, a trzeci – SUV bmw X5 z grupą ochronną Żandarmerii.
- Trasę zaplanowali tak, że mieli zjechać na autostradę. Tak zrobił kierowca skody, ale pan Kazimierz, zamiast skręcić za skodą, pognał prosto – zaskakując wszystkich – na starą trasę łączącą Toruń z Warszawą. Kierowca SUV-a nie wiedział, co robić. Po chwili wahania pojechał za Macierewiczem. Finał był taki, że skoda musiała zrobić rundę dookoła, a SUV doganiać limuzynę ministra. Tak wpadli na skrzyżowanie ze światłami, gdzie stały cywilne samochody. Pan Kazimierz nie hamował, zadziałały dopiero systemy zbliżeniowe w bmw. Samochód postawiło bokiem, wtedy wjechał w niego SUV, który dokonał dalszej demolki na skrzyżowaniu – wynika z relacji osoby znającej szczegóły postępowania.
"Gazeta Wyborcza" informuje przy tym, że po wypadku żandarmi z grupy ochronnej dostali 1,7 tys. zł dodatku do pensji. – Ale tu też jest haczyk. Dodatek jest wypłacany tylko wtedy, gdy ktoś pracuje w grupie. Jeżeli zostanie przeniesiony, traci dodatek – wyjaśnia informator.