W piśmie rozesłanym do wszystkich jednostek komendant policji z Gdańska zalecił, by w przypadku zaistnienia przestępstwa polegającego na napadzie na bank z użyciem niebezpiecznego narzędzia, gdziekolwiek na terenie Polski, od razu typować Stefana W. jako sprawcę. "Tak wynika z pisma, które widzieliśmy. Nie ma w nim mowy o podjęciu jakichkolwiek działań w celu zapobieżenia planom mężczyzny" - piszą dziennikarze Onet.pl.

Reklama

Jak wynika z notatki, na którą powołuje się portal, policjanci Wydziału Operacyjno-Rozpoznawczego dowiedzieli się, że Stefan W. (odsiadujący wtedy wyrok więzienia za napady na banki), planuje po wyjściu na wolność znów dokonać napaści lub „podobnego przestępstwa”. Jednak tym razem zamierza użyć maczety lub innego niebezpiecznego narzędzia.

W piśmie nie ma mowy o tym, by policja miała zamiar w jakikolwiek sposób przeciwdziałać działaniom Stefana W., choćby poprzez śledzenie go po wyjściu na wolność.

Autor notatki zamieścił w piśmie zdjęcie Stefana W., jego dane. Poinformował także funkcjonariuszy z całej Polski o dokładnej dacie wyjścia Stefana W. na wolność w grudniu 2018 r.

Reklama

Dziennikarze Onetu poprosili o komentarze w tej sprawie.

- Na ten moment nie udzielamy żadnej informacji na temat prowadzonego postępowania ws. Stefana W. Wszystkie pytania należy kierować do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, która nadzoruje śledztwo – powiedział rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku Michał Sienkiewicza.

Co na to wywołana przez policję prokuratura? Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka tej instytucji, w rozmowie z portalem stwierdziła, że „nie posiada informacji o istnieniu takiej notatki”, ale obiecała ustalić, czy znajduje się ona w rękach zespołu badającego okoliczności zabójstwa Pawła Adamowicza. Następnie przysłała dziennikarzom SMS o treści: "Reakcja policji na informację przekazaną przez matkę podejrzanego są przedmiotem ustaleń prokuratury".

Wcześniej "Gazeta Wyborcza" informowała, że niepokojami związanymi z możliwym zachowaniem Stefana W. na wolności z policją podzieliła się jego matka. Wówczas funkcjonariusze zwrócili się do zakładu karnego z prośbą o "podjęciem możliwych dostępnych działań". Ppłk Elżbieta Krakowska, rzecznik dyrektora generalnego Służby Więziennej, przekonywała, że dyrektor zakładu karnego zlecił rozmowy z więźniem i współwięźniami. - Zamiary, że skazany może nie przestrzegać porządku, nie zostały potwierdzone - mówiła.

Reklama

Wirtualna Polska dotarła natomiast do treści innej ważnej notatki wysłanej przez policję do zakładu karnego, w którym przebywał Stefan W.: "Z ustaleń wynika, że Stefan W. składał deklaracje słownie, w których oznajmia, że niesłusznie dostał taki wysoki wyrok, bo to nie była prawdziwa broń, tylko atrapa i że jak wyjdzie z więzienia, to teraz dopiero zrobi napad z prawdziwą bronią, weźmie maczetę, pojedzie do Warszawy i tam zrobi napad, albo wykorzysta tę atrapę broni, którą ma w więziennym depozycie”.

Tak sprawę komentuje gen. Adam Rapacki, były policjant i były wiceminister spraw wewnętrznych: - Nie jest to taka prosta sprawa, bo człowieka nie można izolować i zamykać, bo ktoś podejrzewa, że ma on złe zamiary. Natomiast, jeżeli jest jakaś wiarygodna informacja, że może dokonać poważnego przestępstwa, to można podjąć pewne czynności operacyjne związane z monitorowaniem tego człowieka.

- Można go wezwać na przesłuchanie, uruchomić obserwację, a nawet spróbować zatrzymać i sprawdzić, czy nie ma przy sobie niebezpiecznych narzędzi, broni, materiałów wybuchowych czy czegokolwiek innego, co stanowiłoby potwierdzenie informacji, że przygotowuje się do zamachu - wylicza.

Dlaczego nie stało się tak tym razem? To ma wyjaśnić dochodzenie.