W czwartek wczesnym popołudniem w Bystrzycy Kłodzkiej na Dolnym Śląsku młodzi mężczyźni znaleźli na ulicy kota, który nie miał skóry na sporej części tylnej łapy oraz naderwaną skórę na grzbiecie. Wyglądał na celowo oskórowanego. Mężczyźni powiadamiali służby, ale nikt nie zareagował właściwie.

Reklama

Prezes Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt (DOIZ) Konrad Kuźmiński powiedział w piątek PAP, że jego jednostka dostała informacje o tym zwierzęciu i jego sytuacji dopiero po godz. 17. Dodał, że kot został znaleziony 3-4 godz. wcześniej.

- Pojechaliśmy po kota z Jeleniej Góry, a to ponad 120 kilometrów. Trafił wreszcie do kliniki weterynaryjnej. Jednak skandalem jest to, że w gminie Bystrzyca Kłodzka nikt i żadna służba nie zareagowała na to zgłoszenie. Dlatego złożę zawiadomienie do prokuratury nie tylko w sprawie znęcania się nad zwierzęciem, ale też i w sprawie niedopełnienia obowiązków przez urzędników - powiedział Kuźmiński.

Wyjaśnił, że gmina ma obowiązek mieć podpisaną umowę z lekarzem weterynarii, który pełni dyżur całodobowo. Mają się z nim kontaktować pozostałe służby np. policja, straż pożarna, gdy interwencja dotyczy zwierząt.

- W tym mieście to nie zadziałało. Przyjechała wezwana policja, ale funkcjonariusze ani nie zabrali zwierzęcia, ani nie doprowadzili do interwencji lekarza. Po tym czwartkowym zdarzeniu dostajemy od mieszkańców Bystrzycy Kłodzkiej kolejne sygnały, że tam ta opieka nad zwierzętami nie działa. Weźmiemy tę gminę pod lupę, a przede wszystkim chcemy, by zajęła się tym prokuratura - powiedział szef DOIZ.

Śledczy muszą też ustalić, kto znęcał się nad tym zwierzęciem i w jakich okolicznościach do tego doszło.

Dodał, że stan kota jest nadal ciężki. Ma złamaną miednicę oraz oskórowaną sporą część tylnej łapy. Naderwaną częściowo skórę na grzbiecie już lekarze mu przyszyli, ale teraz trafił do kolejnej kliniki, gdzie ma być leczony.