20-letni Kamil D. leżał bez ruchu w kałuży krwi na przystanku PKS w Międzyrzeczu. W takim stanie znaleźli go około godziny 5:30 wezwani przez przechodniów policjanci. "Szybko trafił do szpitala, lekarze stwierdzili potłuczenia, opuchliznę i zadrapania na twarzy" - mówi dziennikowi.pl Agata Sałatka z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie Wielkopolskim.
"Przyszedłem na przystanek PKS. W pewnej chwili poczułem uderzenie w tył głowy i - tracąc przytomność - upadłem na ziemię" - zeznał Kamil D. policjantom. Nie potrafił podać rysopisu napastnika. "Z kieszeni zniknęło mi 100 złotych" - opowiadał.
Funkcjonariusze zaczęli gruntownie badać sprawę. W końcu Kamil D. pękł i z ofiary stał się podejrzanym. Wyśpiewał policjantom ze wszystkimi szczegółami wydarzenia wczorajszego poranka.
Okazało się, że aby uniknąć spłaty 100 złotych, które był winien koledze, postanowił wzbudzić w znajomym litość. Bladym świtem pociął sobie nożyczkami twarz. Potem na przystanku, uderzając głową w ścianę, nabił sobie guza na czole i skroni. Wreszcie rozciął sobie wargę, uderzając się pięścią.
Sprawą Kamila D. zajmie się teraz prokurator. Napytał sobie nie lada kłopotów - popełnił przestępstwo, za które grożą trzy lata więzienia. No i nadal musi oddać koledze stówę.