Sąd nie miał dla kobiety litości. Uznał, że to, co robiła, było szczególnie szkodliwe społecznie. "Pracując na odpowiedzialnym stanowisku, jako urzędnik państwowy, utwierdzała ludzi w przekonaniu, że można za pieniądze wpłynąć na sędziów i załatwić sprawy. Takie zachowanie musi się spotkać z poważnymi konsekwencjami" - napisał sąd w uzasadnieniu.

Reklama

Była już sekretarka pracowała w wydziale ubezpieczeń społecznych, ale oferowała "załatwianie" spraw karnych i cywilnych, powołując się na swoje znajomości i wpływy wśród sędziów. Obiecywała złagodzenie kar bądź zmianę przebiegu spraw sądowych.

Na przykład skazanemu za oszustwa kobieta obiecała, że nie pójdzie do więzienia. Oferowała też przyspieszenie spraw rozwodowych. Jak ustaliła wewnętrzna kontrola, nigdy nie próbowała nawet spełniać swych obietnic, za które brała pieniądze. A wzięła 16 tys. zł.

Wyrok jest już prawomocny, a sąd drugiej instancji nie zgodził się na jego złagodzenie.