Gdy w lipcu ubiegłego roku 47-letni generał dostał stanowisko w należącej do PKN spółce, w Najwyższej Izbie Kontroli poprosił o urlop bezpłatny. I go dostał. Potwierdza to "Newsweekowi" rzecznik Izby Małgorzata Pomianowska. Dodaje, że zgodę wydał ówczesny prezes NIK Mirosław Sekuła.

Reklama

Nie jest to pierwszy bezpłatny urlop Bieńkowskiego w ciągu pięciu lat pracy w Izbie. Do NIK jako doradca trafił w 2002 r., gdy po upadku AWS i dojściu do władzy SLD stracił stanowisko komendanta głównego straży granicznej. Trzy lata później, w 2005 r., wziął pierwszy bezpłatny urlop, gdy został komendantem głównym policji. W lutym 2007 r., po dymisji, wrócił do NIK. Wytrzymał jednak tylko pięć miesięcy, bo od lipca jest prezesem Orlen Ochrona.

"Czy to byłoby racjonalne, gdybym przechodząc do Orlenu, zrezygnował ze statusu pracownika mianowanego?" - odpowiada Bieńkowski na pytanie o swój urlop w NIK. "Proszę się postawić w mojej sytuacji. Jeśli mam okazję podjąć ciekawą pracę, miałbym się zwolnić? Moja kariera zawodowa jest ściśle związana z Izbą, bo jako generał nie mam uprawnień emerytalnych i nie mam takich pieniędzy, które pozwolą utrzymać mnie i moją rodzinę. W związku z tym, jak skończę zadanie w Orlenie, wrócę do Izby" - tłumaczy.

Warto dodać, że jako prezes Orlen Ochrona generał zarabia miesięcznie około 30 tys. zł brutto. Średnia pensja w NIK jest trzykrotnie niższa.

Julia Pitera, pełnomocnik rządu ds. przeciwdziałania korupcji, uważa, że takie działania to zwykłe asekuranctwo. Ale stawia też poważniejsze zarzuty. "To zła praktyka, by doradcy prezesa NIK dostawali pracę w firmach, które Izba ma prawo, zgodnie z ustawą, kontrolować" - twierdzi Pitera.

Reklama

Ale może pani minister nie docenia pana generała - zastanawia się "Newsweek". Dzięki tej pracy doradca prezesa NIK, w dodatku były szef policji, może poznać wszystkie tajemnice Orlenu. A w czasie kontroli taka wiedza będzie na wagę złota.