Jedną ze skarg napisał zakopiańczyk Stanisław Wierzbanowski. "Odwożąc córkę do szkoły dziś rano, byłem świadkiem sytuacji, kiedy kierowcy wyjeżdżali na przeciwległy pas drogi, żeby ominąć rozległe dziury" - pisze Wierzbanowski. "Samochody z przeciwka mijały się na dosłowne milimetry - czy to jest bezpieczne?" - pyta.
Władze miasta nie chcą odpowiedzieć na tak oczywiste pytanie. W zamian za to, tłumaczą się problemami prawnymi. "Przetarg jeszcze trwa. Remontami zajmuje się na razie Podhalańskie Przedsiębiorstwo Drogowo Mostowe, ale to są doraźne działania" - przyznaje Tomasz Bandura, który w Urzędzie Miasta odpowiada za drogi.
Na pytanie, dlaczego to są jedynie doraźne działania, Bandura odpowiada, że "chodzi o moce przerobowe". Innymi słowy, brakuje rąk do pracy.
Drogowcy zrzucają też winę na technologię łatania dziur, którą muszą stosować zimą. Chodzi o metodę "łatania na zimno", dzięki której nawierzchnia poprawia się, ale tylko na kilka dni. Tymczasem gorący i trwały asfalt można wylewać do dziur dopiero na wiosnę. "Teraz, gdy załatamy jakąś dziurę, za kilka dni na jej miejscu powstaje następna" - twierdzi Bandura.
Jednak mieszkańcy Zakopanego mają żal do drogowców, że działają tak opieszale. Dotychczas "na zimno" naprawiono jedynie dwie duże ulice Zakopanego. Tymczasem miasto ma sporo ponad 100 kilometrów dróg.