"Gdy dojechaliśmy do Włosienicy, gdzie kończy się trasa widać było, że koń jest straszliwie przemęczony. Słaniał się na nogach, w końcu upadł. Później dowiedzieliśmy się, że nie przeżył. Rozmawialiśmy też z woźnicą. Tłumaczył, że był to atak serca. Moim zdaniem koń padł z przemęczenia" - powiedział "Tygodnikowi Podhalańskiemu" turysta, który nakręcił film.
Góral, który powoził turystów próbował "zdyscyplinować" umierającego już konia. "Ino się przegrzał" - słychać było na amatorskim filmie umieszczonym na stronie "Tygodnika Podhalańskiego". Film nakręcony przez jednego z turystów został już skasowany.
"W niedzielę autor usunął nagranie z internetu. Jak mówi, obawia się zemsty ze strony górala. Tymczasem woźnica dzwonił do naszej redakcji. Był oburzony, że jego wizerunek ujawniono w internecie. Tłumaczył, że koń nie był przeciążony. Według niego nic się nie stało, bo zdarza się, że na drodze do Morskiego Oka na serce umierają też ludzie" - pisze na swojej stronie internetowej "Tygodnik Podhalański".
Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w piątek zgłosiło sprawę do prokuratury. Według informacji, które podała telewizja TVN24 w wozie siedziało około 20 osób. Tymczasem według przepisów, może nim jechać maksymalnie 14 turystów.