Wczoraj transportowcy zrezygnowali z blokady Warszawy. Dali rządowi czas na rozmowy z celnikami. Ale zastrzegli, że jeśli przez jeden dzień nic się nie zmieni, to zatarasują dojazd do stolicy i innych miast. Dziś utrzymali tę decyzję. Ale podkreślają, że są w gotowości i nie ma pewności, że blokady nie będzie w ogóle.

Reklama

Zaapelowali jednak do kolegów, by nie tarasowali dróg na własną rękę. Dziś rano kierowcy zablokowali drogę dojazdową do przejścia granicznego z Białorusią w Koroszczynie. Tam czeka około półtora tysiąca ciężarówek.

Tymczasem na granicach coś drgnęło. Aż 18 celników odprawiało w nocy ciężarówki czekające w kolejce przed przejściem granicznym w Dorohusku - podaje RMF. Wczoraj obiecali, że wrócą do pracy i postarają się rozładować korki.

Ale obietnica za obietnicę. Rząd zapowiedział, że zmieni ustawę o Służbie Celnej. Minister finansów wyliczał, że celnicy będą awansować na wyższe stanowiska najpóźniej po pięciu latach pracy, i że podejrzany o korupcję celnik będzie mógł wrócić do pracy po oczyszczeniu z zarzutów. "Ustawa sprawi, że celnicy będą traktowani jak inne służby mundurowe" - przekonywał Jacek Rostowski. I powtórzył, że pracownicy Służby Celnej dostaną 500 złotych podwyżki.

Celnicy ogłosili, że wracają do pracy i od razu zaapelowali do kierowców, by zrezygnowali z blokady dróg. Bo właśnie przez protestujących tirowców część pograniczników nie mogła wczoraj dotrzeć na przejścia graniczne.

Jednak jeden dzień normalnej pracy celników nie wystarczy, by sytuacja na przejściach wróciła do normy. Kilkudziesięciokilometrowe kolejki trzeba będzie rozładowywać przynajmniej przez kilka dni.