Na twarzy 13-latka maluje się grymas bólu. Lewą nogę, aż do kolana, usztywnia gips. Chłopak nie pamięta wypadku. To, co zostało mu w głowie, to moment, gdy obolały leżał na ziemi. Pamięta też, że kierowca opla długo nie wychodził z wozu. Zaraz też na miejscu pojawiła się mama Bartka i policjanci. I wtedy okazało się, że autem, które przejechało 13-latka, kierował komendant. Stróże prawa zbadali, czy Andrzej Krysiak nie pił alkoholu, przed tym, jak usiadł za kierownicą - czytamy w "Fakcie".

Reklama

"Na początek użyto tak zwanego alkosensora. Ten pokazał wynik 0,28 miligrama wydychanego alkoholu na litr. Co należy pomnożyć przez dwa, by uzyskać wynik w promilach. Komendant upierał się jednak, że nie spożywał alkoholu. Przeprowadzono drugie badanie, już alkomatem, które wykazało 0,28 promila. Wtedy komendant zażądał badania krwi - relacjonuje "Faktowi" Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.

Ze względu na delikatny charakter sprawy prokuratura zdecydowała o przejęciu śledztwa od policji. Nieoficjalnie wiadomo, że komendant przyznał się do zjedzenia nadziewanych alkoholem cukierków - donosi "Fakt".

"Powołamy biegłego, który oceni, czy komendant prowadził w sposób prawidłowy. Czekamy na wyniki krwi, które są w tej sprawie kluczowe. Bo wynik powyżej 0,5 promila oznacza prowadzenie w stanie nietrzeźwym - czyli przestępstwo. A wynik od 0,2 do 0,5 to stan po spożyciu, a więc wykroczenie" - wyjaśnia prokurator Gąsiorowski.

Na wyniki śledztwa prokuratury z napięciem czeka też koszaliński Ratusz.

"Dla nas to szok. Ale jeśli śledztwo potwierdzi zarzuty, Andrzej Krysiak przestanie być komendantem. Komendant straży musi być wzorem dla innych" - mówi "Faktowi" Grzegorz Śliżewski, rzecznik prezydenta Koszalina.