Rutkowski twierdzi, że rodzina Olewników wpłaciła na konto jego biura 20 tys zł. On sam ani firma nie zarobiły na tym nic, bo musiał zapłacić siedmiu osobom, które przez miesiąc zajmowały się sprawą zaginionego.

Reklama

"Olewnikowie wycofali zlecenie, bo woleli pójść układać się ze złodziejami i lokalnymi politykami SLD. Tym siedmiu osobom zapłaciłem więcej, niż te wpłacone na początku 20 tys. zł" - tłumaczy Rutkowski.

Rutkowski podkreślił, że jego biuro detektywistyczne poważnie zajęło się sprawą porwania Olewnika. "To moi ludzie ustalili nazwisko zamieszanego w sprawę Kościuka i przekazali je policji. Policja zatrzymała go, ale w prokuraturze pojawiła się siostra Kościuka, adwokatka, w towarzystwie znanego warszawskiego adwokata, którego nazwiska nie podam, i Kościuka zwolniono" - mówił Rutkowski.

Detektyw zapowiedział złożenie do prokuratury pozwu przeciwko Januszowi Kaczmarkowi, który w TVN24 nazwał go jedną z osób żerujących na nieszczęściu Olewników. "Owszem, są takie osoby, ale ja do nich nie należę" - mówi Rutkowski.

Rutkowski nie pozwie za to ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, który o milionie złotych mówił rano w radiowej Trójce. "Powiedział, że tak mówiła mu rodzina, a rodziny Olewników nie chcę ciągać" - wyjaśnia detektyw.

"Problem polegał na tym, że rodzina głęboko mu zawierzyła i niestety zawiodła się na jego działaniach" - mówił w Polskim Radiu Ćwiąkalski. "Wielu innych autentycznych oszustów żerowało na tej rodzinie, która płaciła po dwieście, po kilkadziesiąt, po kilka tysięcy. Szukała pomocy u jasnowidzów, u prywatnych detektywów - wszędzie, gdzie się dało" - opowiadał minister sprawiedliwości.

Były poseł Samoobrony twierdzi, że nieprawdziwe jego zdaniem informacje rozpowszechniają osoby, które boją się jego powrotu do polityki. "Są ludzie, którzy obawiają się, że wystartuję w wyborach uzupełniających na senatora na Podkarpaciu i podając takie informacje chcą zminimalizować moje szanse w tych wyborach" - tłumaczy Rutkowski.