"Nie jestem frajerem. Nie będę pracował za tysiąc złotych miesięcznie. Nie chce mi się wstawać bladym świtem, tyrać cały dzień. Tylko po to, żeby pod koniec miesiąca dostać marne tysiąc złotych" - mówi 30-letni Bodnar, który legitymację inwalidy dostał 10 lat temu.
Mężczyzna nie ukrywa, że zdarza mu się wylegiwać w łóżku do godziny 16. Potem wstaje, goli się i rusza do "pracy". Od poniedziałku do niedzieli chodzi po blokach i prosi o wsparcie. Chodzi po mieszkaniach w Sosnowcu, Dąbrowie Górniczej i Katowicach. Prosi o pieniądze i jedzenie - pisze "Fakt".
Czasami sprzedaje też ludziom plastikowe zegarki za 10 złotych, które kupuje w hurtowni za 2 zł. W dobre miesiące zgarnia nawet 3 tysiące złotych. A i tak idzie po 470 złotych zasiłku, który dostaje z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Sosnowcu.
"Fakt" pisze, że Bodnara stać teraz na spłatę zadłużenia mieszkania. Kupił sobie też DVD, odtwarzacz płyt CD i elektryczną golarkę. Wystarcza mu na drobne przyjemności. "Czasami wypiję sobie jakieś piwko albo dwa. Wódki nie piję, bo jest droga. Piwo kosztuje 2 złote, a wódka 20 złotych. Nie jestem alkoholikiem" - opowiada Bodnar na łamach "Faktu".
Jest inwalidą drugiej kategorii, więc gdy pokazuje legitymację, która to potwierdza, jeszcze bardziej rozczula ludzi. Maciej Bondar puka do drzwi mieszkań w Sosnowcu, Dąbrowie Górniczej i Katowicach. Z żebrania wyciąga 3 tysiące złotych miesięcznie. "Nie jestem frajerem. Nie będę pracował za tysiąc złotych miesięcznie" - tłumaczy na łamach "Faktu".
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama