"Wiedzieliśmy, że się pojawił i chce odbudować gang. Nie znaliśmy jednak miejsca, w którym się ukrywa" - mówił DZIENNIKOWI Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji. Informacja, którą policjanci zdobyli w środę, postawiła ich na nogi - "Rympałek" miał pojawić się w restauracji McDonald’s na warszawskim Wilanowie.

Reklama

Gangster przyszedł przed godz. 18 i antyterroryści błyskawicznie powalili go na ziemię, skuwając kajdankami. "Marek Cz. był kompletnie zaskoczony, nie stawiał oporu" - opisywał Urbański.

Sama bandycka kariera 45-letniego „Rympałka” stawiała go w pierwszym szeregu polskiego światka przestępczego.

Miał być jubilerem. Miał już nawet zaliczoną praktykę w jednym z dużych magazynów jubilerskich w stolicy. Wybrał jednak inną drogę życia. Był jednym z najbardziej bezwzględnych bandytów warszawskiego podziemia kryminalnego, a jednocześnie jedną z jego najbarwniejszych postaci i jedynym gangsterem, który wśród swoich ludzi miał byłych antyterrorystów.

Kradzione samochody w akcji
Napad na konwój został zorganizowany perfekcyjnie. Ludzie „Rympałka” przez kilka miesięcy sprawdzali, kiedy i w jaki sposób dowożone są pieniądze z banku do przychodni na warszawskim Ursynowie. Gdy poznali dokładnie godziny i trasę przejazdu, zaczęli przygotowania do napadu. Użyto czterech kradzionych samochodów.

28 listopada 1995 r. krótko po 7 rano na parkingu na ulicy Zamiany gangsterzy zaparkowali dwa z nich – audi i furgonetkę ford transit. Kiedy około godziny 11 konwój z banku zbliżał się pod przychodnię, z parkingu ruszyły na niego od przodu oba auta z czterema gangsterami w środku, blokując drogę wiozącemu pieniądze renault. Kolbami rozbili szyby renault, wyciągnęli z samochodu konwojentów i kazali im położyć się twarzami do ziemi.

Potem otworzyli bagażnik i przerzucili walizkę oraz torbę z pieniędzmi do transita. Podjechali nim na odległy o kilkaset metrów inny parking na Ursynowie. Tam przesiedli się do dwóch aut zaparkowanych poprzedniego wieczoru – forda sierry i nissana primery. Wszyscy biorący udział w napadzie, w sumie siedem osób, dojechali na umówione miejsce spotkania, na róg Żytniej i Leszna. Tam czekali na nich pozostali „organizatorzy” - "Rympałek", Jerzy Wieczorek „Żaba”, Jarosław S. "Masa". "Rympałek" podzielił pieniądze, po czym każdy odjechał w swoją stronę.

Reklama

Jesień 1995 r. Jeden z bandytów warszawskiego gangu „Rympałka” Krzysztof Burak pseud. Ziomal najpewniej od kogoś ze środka banku przy ul. Puławskiej w Warszawie dostaje przeciek, że raz w tygodniu z dokładnością zegarka zaraz po otwarciu kas i zawsze w czwartki zjawia się człowiek, który bierze z banku nie mniej niż 100 tys. zł. Jest przedsiębiorcą budowlanym. Przed bankiem nie ma żadnej obstawy.

Po tej informacji ludzie „Rympałka” organizują stałą obserwację. Po kilku tygodniach są gotowi. W ostatni czwartek października na Puławskiej wzdłuż banku spaceruje postawny, elegancko, ale dość zwyczajnie ubrany 40-latek. Popycha przed sobą wózek z dzieckiem. Kiedy z banku wychodzi przedsiębiorca, spacerujący mężczyzna podchodzi do niego. – Proszę o plecak albo będę strzelał – mówi. Odsłania zawartość wózka. W środku jest kałasznikow. Przedsiębiorca bez słowa oddaje bandycie plecak, tym razem ma ćwierć miliona złotych. Akcja stanie się mieszaniną bandyckiego geniuszu i zwykłego kuriozum, bo o mało co nie załamie się, gdy zaparkowany przez bandytów seat cordoba nie zapali. Dwóm gangsterom pomoże go pchać... przypadkowy przechodzień.

Więzienie i powrót
Był nieobliczalny. Zdarzało się, że powodem do jego wybuchu było głupstwo. Tak jak wtedy gdy po stłuczce samochodowej dotkliwie pobił stołkiem jej sprawcę - swojego bliskiego kumpla Remigiusza P. pseud. Remek.

Nie wiadomo, czy „Remek” wziął odwet za swoje krzywdy. Ale to on w marcu 1996 r. jako pierwszy zaczął sypać „Rympałka”. Podawał szczegóły różnych zdarzeń z życia gangu, jak i o jego przestępstwach. To umożliwiło zatrzymanie bossa w kwietniu 1996 r. Dwa i pół roku później, w połowie września 1998 r. sąd warszawski skazał "Rympałka" na 10 lat więzienia za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą.

Upiekły mu się zarzuty innych przestępstw, m.in. napadu stulecia. W czerwcu 2007 r. po pełnym odsiedzeniu kary gangster wyszedł z więzienia. Szybko próbował odbudować swoją dawną pozycję w kryminalnym podziemiu stolicy. Jego marzenie o nowej potędze prysło w środę pod wilanowskim McDonaldem, skąd wychodził w kajdankach.