Wtorkowa "Rzeczpospolita" pisze, że dotarła do danych, które pokazują fatalną jakość usług Poczty Polskiej.
"Wynika z nich, że terminowość tzw. przesyłek D+1 (dostarczanych na następny dzień roboczy po dniu nadania) przed końcem ub.r. wynosiła ledwie nieco ponad 70 proc., gdy średnia dla europejskich poczt to 93 proc. Państwowa spółka pod względem terminowości krajowych przesyłek listowych jest na trzecim miejscu od końca, gorzej wypadają tylko Bułgaria i Hiszpania" – można przeczytać w gazecie.
"Rz" zauważa, że Poczta Polska w ostatnich latach notowała "konsekwentny zjazd jakości" pod tym względem. O ile w 2012 r. na czas docierało 68,5 proc. takich listów, o tyle w 2018 r. już tylko 57,1 proc. Również poniżej średniej wypadają badania satysfakcji klientów i efektywności pracy.
"Współczynnik określający liczbę przesyłek przypadających na listonosza w PP znacząco odbiega od europejskich standardów" – ocenia dziennik.
"To źle wróży sprawnej organizacji wyborów korespondencyjnych" – podkreśla gazeta. Przypomina, że eksperci wskazują, że spółka ma w sumie 30 tys. listonoszy i kurierów, "więc teoretycznie posiada potencjał osobowy, by zmierzyć się z takim wyzwaniem (jak wybory – PAP), to w praktyce gros pracowników jest na zwolnieniach i urlopach. Operator ma obecnie do dyspozycji ok. 15 tys. listonoszy. I to oni będą musieli dostarczyć ponad 30 mln pakietów wyborczych pod niemal 20 mln adresów" – zauważa "Rz".
Rzeczniczka Poczty Polskiej Justyna Siwek w rozmowie na ten temat z "Rz" uspokaja jednak, że "pakiety wyborcze nie są usługą z określonym terminem doręczenia do jakiegoś dnia po dniu nadania, lecz w określonym przedziale czasu".