To najprawdopodobniej była tylko chwila nieuwagi. Andrzej K. chciał wyłączyć oświetlenie wewnątrz autobusu. Wtedy mógł stracić panowanie nad kierownicą. Piętrowym autokarem jechał pierwszy raz. Być może prowadził go za blisko prawej krawędzi jezdni. Tak jak jeździ się przegubowcami czy tirami, na których zdobywał doświadczenie.

Reklama

On sam, zszokowany i zdruzgotany, nie jest na razie w stanie dokładnie odtworzyć ostatnich chwil przed wypadkiem.

Drugi kierowca drzemał na siedzeniu obok. Wypoczywał, bo wcześniej to on prowadził autokar przez siedem godzin. To właśnie Zdzisław Kucharczyk poprosił swojego kolegę o wyłączenie świateł w autokarze. Chciał się zdrzemnąć. "Otworzyłem oczy, dopiero gdy poczułem, że - jak to się mówi w naszym slangu - prawe koła chwyciły pobocze" - opowiada w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Dlaczego kierowcy nie udało się uniknąć tragedii? "Kolega nie miał doświadczenia. Do Bułgarii tym piętrowym autokarem jechał pierwszy raz. Uczył się nim jeździć" - tłumaczy.

Kierowca zamiast jechać prosto, próbował nagle skręcić. Autokar przychylił się, a potem z impetem uderzył w ziemię. "Chciał wyprowadzić autobus na drogę i go położył" - mówi Kucharczyk. "Rutyna go zgubiła. Bardzo mi go żal. Dobry, kulturalny kolega" - dodaje.

Reklama

Andrzej K. jest teraz w serbskim areszcie. Jest kompletnie załamany. Pozostanie tam jeszcze co najmniej przez 30 dni. Postawiono mu zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Grozi mu osiem lat więzienia.