"W Kiejkutach nie mogło być tajnego więzienia CIA, bo jest to miejsce rozpoznane jako szkoła wywiadu i nieustannie monitorowane przez obce służby" - mówi Tarnowski w "Gazecie Wyborczej". I tłumaczy: Standardowo satelita szpiegowski robi tam co 15 godzin zdjęcie. Tak szczegółowe, że widać na nim, jakiej rasy jest pies przy budzie. "Podejrzewam, że w latach 2002-05, w których współpraca polskich i amerykańskich służb specjalnych była szczególnie intensywna, takie zdjęcia robiono co kilka godzin. Już z tego jednego powodu profesjonalista zawahałby się nad ulokowaniem tam takiego ośrodka" - wyjaśnia.
Tarnowski ma także inny argument. Jego zdaniem, gdyby więźniowie CIA byli przewożeni z lotniska w Szymanach do Kiejkut, to wiozące ich samochody musiałyby wjechać na publiczną drogę. Wówczas, by zapewnić bezpieczny przejazd konwoju, musiałby poszerzyć się krąg osób mających dostęp do tajemnicy.
Były wiceszef UOP i ABW mówi w rozmowie z "GW", że w Polsce są - według jego wiedzy - co najmniej dwa takie obiekty, nie tak znane jak Kiejkuty, gdzie można by spokojnie przeprowadzić podobną operację.