W środę bramy koszar przeszedł ostatni rekrut w Rzeczpospolitej, tymczasem Wojskowe Komendy dalej tropiły i zamierzały tropić młodych Polaków, którzy w niedalekiej przeszłości ukrywali się przed wojskiem - pisaliśmy w DZIENNIKU.

Ludzie ci traktowani są jak zwykli przestępcy: figurują w prowadzonych przez policję i straż graniczną rejestrach poszukiwanych i ściga ich prokuratura.

Reklama

Rozmówcy DZIENNIKA uważali, że najlepszą formą rozwiązania ich sytuacji byłoby ogłoszenie jednorazowej abolicji, puszczenia w niepamięć faktu ukrywania. Minister Klich oświadczył, że takiej abolicji nie będzie.

Jednocześnie MON po raz kolejny potwierdził, że wycofuje się z samego poboru. Decyzją ministra anulowano karty powołania dla tych, którzy nie stawili się do służby wojskowej. "Ale i ta decyzja nie dotyczy tych, którzy mają wszczęte postępowania przez wymiar sprawiedliwości" - zastrzegał Klich.

Reklama

Minister pociesza, że nie będą ścigani ci, przeciw którym prokuratura jeszcze nie wszczęła postępowania, a jednocześnie odebrali tzw. karty powołania. Zdaniem Klicha takich osób jest ok. 83 tysięcy i tylko oni mogą spać spokojnie.

Unikałeś służby? Odsiedzisz nawet dwa lata
"Trzy lata nie odbierałem listów poleconych, potem zmieniłem adres zameldowania, wszystko po to, by uniknąć poboru. Liczyłem, że gdy armia stanie się zawodowa, przestaną mnie ścigać. Tymczasem nic z tego" - mówi Maciej, plastyk z Warszawy, który jest jednym z ponad tysiąca mężczyzn na "czarnej liście" śródmiejskiej WKU.

Według przygotowanej nowelizacji ustawy o powszechnym obowiązku obronnym z dniem pierwszego stycznia wszyscy mężczyźni w Polsce mają usyskać status osoby o "uregulowanym stosunku do wojska”.

Reklama

Kto do tej pory uchylał się od służby wojskowej, nie trafi już do żadnej jednostki, ale czekają go duże kłopoty z prawem. Grozi za to kara nawet do dwóch lat więzienia. Dotyczy to wszystkich, wobec których Wojskowe Komendy Uzupełnień wszczęły formalne poszukiwania.

"Prawo zmuszało nas do rozpoczęcia takich poszukiwań, zgłoszenia sprawy policji, prokuraturze. I nikt nas z obowiązku dokończenia takich poszukiwań nie zwolnił. W tej chwili w mojej komendzie poszukujemy ok. 500 osób" - mówi mjr Wojciech Sukiennik z Wojskowej Komendy Uzupełnień we Wrocławiu.

O kilku tysiącach młodych mężczyzn poszukiwanych w ten sposób przez Wojskową Komendę Uzupełnień Warszawa-Śródmieście mówi jej komendant, płk. Adam Bednarz.

"Uchylając się od służby wojskowej, złamali prawo, a my mamy obowiązek ich ścigać. I będziemy to robić, dopóki nie zgłoszą się do nas i nie załatwią sprawy" - mówi Bednarz.