Szansę otrzymają wszyscy, którzy posiadają wizy i przebywają w USA od co najmniej dwóch lat, w tym uchodźcy oraz studenci. W zamian mogą liczyć na to, że w pół roku dostaną amerykański paszport. To istotne ułatwienie, do tej pory obcokrajowcy zaciągający się w szeregi wojsk Stanów Zjednoczonych musieli mieć kartę stałego pobytu (tzw. green card), a obywatelstwo otrzymywali najwcześniej po roku służby. Procedura rekrutacyjna pozostanie ta sama, czyli trzeba zgłosić się do punktu rekrutacyjnego i przejść testy sprawnościowe oraz psychologiczne.
Zachętą do służby na pewno nie będą zarobki - żołnierz w stopniu szeregowca przez pierwsze dwa lata służby zarabia niecałe 1500 dol. miesięcznie. Kontrakty z amerykańską armią podpisuje się na trzy, cztery lata. Jeśli imigrant porzuci wcześniej mundur, będzie musiał się liczyć z odebraniem mu amerykańskiego paszportu w specjalnym trybie.
Plany amerykańskiego dowództwa ujawnił w swym weekendowym wydaniu "New York Times", podkreślając, że będzie to pierwsza od czasów wojny wietnamskiej tak duża operacja rekrutacyjna armii amerykańskiej adresowana do imigrantów. "Jest wśród nich wiele utalentowanych osób. Armia dzięki nim zyska na sile, a oni otrzymają w zamian obywatelstwo Stanów Zjednoczonych i otwartą drogę do realizacji amerykańskiego snu" - powiedział gen. Benjamin C. Freakley, który w US Army odpowiada za nabór obcokrajowców.
Czy polski obywatel może legalnie wstąpić do amerykańskiej armii? "Polacy powinni postarać się o zgodę ministra spraw wewnętrznych i administracji na służbę w obcym wojsku" - odpowiada płk Sylwester Michalski, rzecznik Sztabu Generalnego WP. Otrzymają ją w przypadku, gdy odbyli służbę w polskiej armii lub zostali przeniesieni do rezerwy. Zgoda jest konieczna, bo według polskich przepisów służba w obcym mundurze to złamanie prawa, za co grozi nawet kilkuletnie więzienie.
Amerykańskie mundury nosi obecnie około 500 żołnierzy urodzonych w Polsce. Wielu z nich służy za granicą, co najmniej dziesięciu poległo podczas misji w Afganistanie i Iraku. Pierwsza licząca około tysiąca osób pilotażowa grupa imigrantów ma zostać wcielona w szeregi US Army jeszcze w tym roku. Jeśli eksperyment się powiedzie, w następnych latach ta liczba może sięgnąć nawet 14 tys. rekrutów. Najbardziej poszukiwanymi kandydatami są tłumacze (m.in. języka rosyjskiego, ale również chińskiego i arabskiego), lekarze różnych specjalności oraz analitycy, których brakuje wśród amerykańskich kandydatów zgłaszających się do służby.
Według różnych szacunków w szeregach liczącej około 1,4 mln żołnierzy US Army służy kilkadziesiąt tysięcy obcokrajowców. To głównie Latynosi: Meksykanie i Dominikańczycy, oraz Filipińczycy. Niektórzy z nich robią błyskotliwe kariery. Najbardziej znanym przypadkiem jest gen. John Shalikashvili, urodzony przed wojną w Warszawie syn gruzińskiego oficera, który w latach 1993 - 1997 sprawował funkcję przewodniczącego kolegium szefów połączonych sztabów, najwyższe stanowisko w amerykańskim wojsku. Z kolei inny znany amerykański generał, Ricardo Sanchez, z pochodzenia jest Meksykaninem. Oficer ten przez rok, od czerwca 2003 do czerwca 2004 r., dowodził amerykańskimi wojskami stacjonującymi w Iraku.
Niecodzienna "promocja" na amerykańskie obywatelstwo - trzeba tylko wstąpić do armii, żeby stać się obywatelem USA. To oferta dla emigrantów, w tym Polaków, którzy mieszkają za oceanem co najmniej od dwóch lat. Takiego poboru nie było od czasu wojny w Wietnamie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama