Scenariusz jest taki: Wietnamka, która mieszka w Polsce, ale nie ma prawa do stałego pobytu, rodzi dziecko. Zgłasza się do niej polski lub wietnamski pośrednik, który przyprowadza innego mężczyznę, koniecznie Polaka. Ten idzie do urzędu stanu cywilnego i przed jego pracownikiem oświadcza, że jest ojcem noworodka. Zanim taki „tatuś” zniknie z życia kobiety i jej dziecka, inkasuje od Wietnamki 3 tys. zł. Drugie tyle dostaje pośrednik. Wietnamskie dziecko dostaje natomiast polskie obywatelstwo, a jego matka prawo do pobytu w Polsce.

Reklama

Kupowanie ojcostwa to najnowszy sposób, jakiego desperacko chwytają się obywatelki Wietnamu, aby pozostać w naszym kraju, gdy wyczerpią już wszystkie inne możliwości. Dzieci z fikcyjnych polsko-wietnamskich związków jest coraz więcej. – To znane zjawisko – mówi rzecznik straży granicznej, pułkownik Wojciech Lechowski. Potwierdza to także Marzena Stempin, naczelniczka Urzędu Stanu Cywilnego Warszawa-Śródmieście. – Nie prowadzimy statystyk, ale z takimi przypadkami spotykamy się dość często – tłumaczy.

Choć urzędnicy wiedzą o zjawisku kupowania polskich ojców przez Wietnamki, nie potrafią z nim walczyć. Sama formalność jest bardzo prosta, a deklarowanego ojcostwa nie można podważyć. – Wystarczy, że mężczyzna przedstawi dowód osobisty i uzna, że dziecko jest jego – mówi Marzena Stempin. – Formalnie to oznacza, że przyznaje się do tego, że jest jego biologicznym ojcem. My nie mamy możliwości, aby sprawdzić, czy tak jest naprawdę. Nie robimy badań DNA – wyjaśnia urzędniczka.

Zgodnie z prawem taki proceder to wyłudzenie obywatelstwa. Bardzo trudno go udowodnić, jednak ostatnio udało się to śląskiemu oddziałowi straży granicznej. Kiedy funkcjonariusze chcieli deportować kilka Wietnamek, okazało się, że nie mogą tego zrobić, bo ojcami ich dzieci są Polacy. Po śledztwie okazało się, że wskazani przez Wietnamki czterej bezrobotni mieszkańcy Sosnowca są zwykłymi oszustami. Straż dotarła także do wietnamskiego pośrednika, który na co dzień pracował jako tłumacz przysięgły, a polskich ojców dla wietnamskich noworodków wyszukiwał, korzystając ze swoich kontaktów. Osiem Wietnamek, które skorzystały z usług Polaków, złapała także straż graniczna w Łodzi. W ich przypadku pośrednikami byli Polacy.

Fikcyjne ojcostwo to niejedyny sposób na to, by osiedlić się w Polsce. Stara i dobrze znana straży granicznej jest także praktyka fikcyjnych małżeństw. Ta metoda jednak od tego roku stała się ryzykowna. – Możemy już kontrolować, czy takie małżeństwa są prawdziwe, np. sprawdzając, czy małżonkowie mieszkają razem pod polskim adresem. Niejednokrotnie okazuje się, że nie widzieli się od dnia ślubu – opowiada Lechowski.

Choć oba sposoby są nielegalne, dla obywateli Wietnamu stają się często jedyną szansą na to, by zamieszkać w Polsce. – Nie pochwalam tych metod, ale są przyczyny, dla których Wietnamczycy się ich chwytają – mówi ksiądz Edward Osiecki, były duszpasterz wietnamskich katolików. – Moi podopieczni często myślą, że przyjechali do Polski legalnie, bo tak im obiecywali pośrednicy w Wietnamie. Dopiero na miejscu okazuje się, że tak naprawdę nie mają wizy ani pracy – opowiada.

Duchowny dodaje, że ubodzy zazwyczaj ludzie za przyjazd do Polski muszą płacić po kilka tysięcy dolarów. Aby zebrać taką sumę, składa się cała wioska. – Dlatego nie mogą wrócić do kraju z pustymi rękami, a tym bardziej z długiem – tłumaczy ksiądz Osiecki.

Reklama

Wietnamczycy, którzy trafili do Polski przez zieloną granicę, nie mają żadnych szans na zalegalizowanie u nas pobytu. Ci zaś, którym udało się zdobyć wizę i przyjechać legalnie, mają kłopoty z przedłużeniem terminu ważności dokumentu czy otrzymaniem pozwolenia na stały pobyt. Sprawa jest tym bardziej skomplikowana, że według polskich przepisów Wietnamczycy nie spełniają warunków, aby uzyskać status uchodźcy.

Efekt jest taki, że w Polsce mieszka, jak szacuje badaczka Wietnamczyków dr Teresa Halik z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, ok. 35 tys. osób tej narodowości, jednak oficjalne statystyki podają liczbę o połowę mniejszą. To najliczniejsza mniejszość narodowa w naszym kraju. Z badań dr Halik wynika także, że Wietnamczycy to naród bardzo lubiany przez Polaków, o wiele bardziej niż Ukraińcy, Białorusini czy Rosjanie.