A może - w imię zapowiadanej łagodności i koncyliacyjności - okaże się tolerancyjny wobec dyktatorskich zapędów Władimira Putina? Dla dobra Ameryki i swojego własnego nie powinien podążać w tym kierunku - twierdzi Garri Kasparow, słynny szachista i jeden z liderów antyputinowskiej opozycji. Jeżeli pod rządami Obamy USA przymkną oko na dążenia rosyjskiego premiera do ustanowienia osobistej dyktatury, całkowicie stracą wiarygodność jako lider demokratycznego świata. Nowy prezydent nie powinien brać sobie do serca rad, których już udzielają mu niektórzy europejscy przywódcy nawołujący do "realizmu". Europa Zachodnia jest coraz bardziej uzależniona od Rosji, jeśli chodzi o surowce energetyczne, i niewiele robi, by tę zależność ograniczyć. A dzisiejsi władcy Rosji - Miedwiediew i Putin - bezwzględnie wykorzystują tę słabość Starego Kontynentu jako element strategii nacisku na Stany Zjednoczone. To nie powinno jednak zmylić amerykańskiego prezydenta. Wedle Kasparowa Rosja słabnie za sprawą finansowego kryzysu oraz spadku cen ropy i gazu. By utrzymać władzę, ludzie Putina muszą coraz mocniej przykręcać polityczną śrubę. Nie można do końca wykluczyć, że w Rosji nastąpi w końcu gwałtowny społeczny wstrząs… Dlatego największym błędem, jaki mógłby dziś popełnić Obama, byłoby legitymizowanie poczynań obecnej kremlowskiej elity.
p
Garri Kasparow*
Zmagając się z problemami z pierwszych stron gazet, takimi jak Irak, Iran i Afganistan, Barack Obama będzie musiał znaleźć czas i odwagę na zajęcie się również pewną uzbrojoną w broń jądrową autokracją, która kontroluje znaczną część światowych zasobów ropy i gazu. Jak Obama powinien traktować oficjalnego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa i rzeczywistego przywódcę tego kraju Władimira Putina? Wybór jest prosty: albo jak przyjaciół z obozu demokratycznego, albo jak dyktatorów in spe, którymi tak naprawdę są. Decyzja prezydenta elekta będzie dla świata ważnym wskaźnikiem tego, na ile poważnie podchodzi on do składanych przez siebie obietnic zmian.
Kremlowi bardzo zależy na tym, by być traktowanym na równej stopie. Najwyraźniej liczy na sygnał ze strony Obamy, że brak demokracji w Rosji - tłamszenie opozycji i wolności słowa - nie ma znaczenia, zaś zaanektowanie paru kawałków Gruzji to sprawa lokalna, a nie międzynarodowa.
Niedawno Miedwiediew pojechał do Francji, aby spotkać się z przywódcami europejskimi. Nicolas Sarkozy, który w tym półroczu jest prezydentem nie tylko Francji, ale również Unii Europejskiej, potykał się o własny język, chcąc przypodobać się Rosjanom, a jednocześnie wyjść na wielkiego rozjemcę. Oznajmił wreszcie z dumą, że Rosja "w większości spełniłah zobowiązania dotyczące konfliktu z Gruzją. Nie da się jednak "w większości" zaakceptować dyktatury.
Rosyjskie elity rządzące mają bliskich sojuszników w państwach europejskich, z którymi Obama (zgodnie z powszechnymi oczekiwaniami) powinien poprawić stosunki. Błazeńskie uwagi premiera Włoch Silvio Berlusconiego na temat "opalenizny" Obamy martwią mnie znacznie mniej niż jego gorliwa obrona biznesowych i politycznych interesów klanu Putina.
Tacy politycy jak Berlusconi i Sarkozy nie kierują się sympatią do narodu rosyjskiego, lecz bronią Putina ze względu na swoje relacje osobiste i biznesowe z władzami rosyjskimi. Czy pragnienie Obamy, by być pupilkiem Europy, zostanie zrealizowane kosztem demokracji w Rosji? Prezydent elekt musi się bardzo uważnie wsłuchiwać w głosy Europejczyków występujących w obronie reżimu Putina - w tle prawie zawsze słychać syk gazu lub bulgot ropy.
Dwa tygodnie temu Miedwiediew pojechał do Waszyngtonu, by kontynuować swoją dyplomatyczną ofensywę. Obama musi jednak pamiętać, że jego samego wybrano 66 milionami głosów, zaś obecny prezydent Rosji potrzebował tylko jednego głosu - swojego poprzednika Putina.
Raczej nie ulega wątpliwości, że ostatnie wybory w Rosji były jeszcze mniej warte niż wenezuelskie czy irańskie. Jeżeli Stany Zjednoczone chcą zachować międzynarodową wiarygodność w dziedzinie wolności i praw człowieka, nie mogą traktować "najwyższego przywódcy" Rosji jak demokratycznie wybranego przedstawiciela swego narodu. Aby wyrobić sobie wyobrażenie o rosyjskiej demokracji, wystarczy przyjrzeć się tamtejszym pomysłom na pakiet ratunkowy. Podczas gdy Waszyngton martwi się o los zwykłych ludzi, rząd rosyjski chce ratować oligarchów kosztem rosyjskiego podatnika. W przemówieniu wygłoszonym 5 listopada w Moskwie Miedwiediew zapewnił mafię rządzącą krajem, że mimo globalnego kryzysu finansowego wszystko zostaje po staremu. Wspomniał również o możliwości przedłużenia kadencji prezydenckiej i parlamentarnej, chociaż następne wybory w Rosji do Dumy są przewidziane dopiero na 2011 rok.
W przemówieniu zawarte były dwa sygnały. Po pierwsze że konstytucję, nazwaną przez Miedwiediewa fundamentem prawa, można naginać. Pozwoli to utorować Putinowi drogę powrotną na Kreml, być może jeszcze zanim wszystkie jego meble zostaną wywiezione. Po drugie dowiedzieliśmy się z tej wypowiedzi, że panowie Miedwiediew i Putin nigdzie się nie wybierają, dopóki nie zostaną siłą zmuszeni do odejścia.
Na spotkaniu z wysokimi urzędnikami państwowymi 7 listopada Miedwiediew poinstruował ministra spraw wewnętrznych, że ma spacyfikować ewentualnych demonstrantów "wykorzystujących kryzys" jako ekstremistów i przestępców. Skoro UE "w większości" zignorowała rozlew krwi w Gruzji, to czy przymknie oko również na rozlew krwi w Rosji?
Przedzawałowy stan rosyjskiej gospodarki skłonił Miedwiediewa do wygłoszenia nowej porcji gróźb. Ogromna większość Rosjan, która nie karmi się z tego samego koryta co putinowska elita, zdaje sobie sprawę, że nigdy nie zostanie do tego koryta dopuszczona. Obejmując urząd, Miedwiediew powiedział, że Rosja stanie się światowym centrum finansowym, a rubel jedną z walut rezerwowych, ale kiedy cena ropy spadła do 50 dolarów za baryłkę, runęła fasada silnej i stabilnej Rosji. Rubel staje się w Rosji walutą rezerwową. Tak wiele obszarów życia pogrąża się w zapaści, że reżim musi przykręcić śrubę, by zachować kontrolę nad sytuacją.
Z każdym dniem maleją szanse na pokojowe oddanie władzy przez obecną ekipę w dalszej perspektywie. Jak powiedział John F. Kennedy: "Ci, którzy uniemożliwiają pokojową rewolucję, sprawiają, że krwawa rewolucja staje się nieuchronna". Mówienie o upadku reżimu Putina nie wynika wyłącznie z chciejstwa. Przypomnijmy sobie tych wszystkich ekspertów, którzy nie przewidzieli upadku Związku Radzieckiego.
Konsekwencje gwałtownego scenariusza rozlałyby się daleko poza granice Rosji. Gazprom i jemu podobni mają wielu sojuszników w zachodnich firmach i rządach, które teraz służą Kremlowi za pośredników. Pozostaje także kwestia rosyjskiego arsenału jądrowego i ogromnej, chociaż spauperyzowanej armii.
Wymachiwanie przez Miedwiediewa szabelką w związku z rzekomym zagrożeniem, jakie stwarza ekspansja NATO - a także straszenie rozmieszczeniem rakiet blisko granicy z Polską w odpowiedzi na amerykańską tarczę antyrakietową - jest elementem planu nakłonienia zachodnich polityków, by dali rosyjskiemu prezydentowi spokój i pozwolili kontynuować grabież. Obama musi szybko zakomunikować, że nie będzie tego tolerował. Nie może powtórzyć błędu swego poprzednika i zaglądać Putinowi w oczy zamiast w rejestr jego poczynań.
Prezydent elekt już jest poddawany próbie charakteru. Nie przejdzie jej pomyślnie, jeśli nie będzie od początku nazywał dyktatury Putina po imieniu. A jeśli zda ten egzamin, może nawet zdoła przynieść nadzieję i zmiany zupełnie nowemu elektoratowi: 142 milionom Rosjan.
Reprinted with permission of The Wall Street Journal © 2008 Dow Jones & Company, Inc.
All rights reserved.
przeł. Tomasz Bieroń
p
*Garri Kasparow, ur. 1963, szachista, polityk. Do historii przeszły jego pojedynki o mistrzostwo świata toczone w latach 80. z Anatolijem Karpowem. Kasparow dzierżył tytuł mistrza świata w latach 1984 - 1993. W 2005 roku oficjalnie zakończył karierę szachisty i stał się jednym z najaktywniejszych liderów rosyjskiej opozycji. Założyciel demokratycznej partii Zjednoczony Front Obywatelski, która wchodzi w skład opozycyjnego sojuszu Inna Rosja.