Może jej kariera odwróci los najbardziej znanej amerykańskiej dynastii, której trzecie pokolenie często bywało bohaterem kronik kryminalnych.

Starsze generacje Kennedych stworzyły legendę. Szczególnie generacja druga - mityczny JFK zamordowany w Dallas 45 lat temu, prokurator generalny i kandydat na prezydenta Robert Francis, który zginął 5 lat później, a także najmłodszy z braci, senator Edward, przez pół wieku sumienie amerykańskiej lewicy, obecnie dożywający swoich dni z nieoperacyjnym guzem mózgu. Prawie trzydziestu ich potomków nie udźwignęło ciężaru nazwiska. Aura wyjątkowości dawno przeminęła. Większość przedstawicieli trzeciego pokolenia nie ma także wielkich pieniędzy, dzięki którym ich dziadek Joseph kupił sobie miejsce na salonach Partii Demokratycznej. "Mówi się, że odziedziczyli po nim amoralność, lecz nie mają już jego midasowego dotyku" - komentuje w rozmowie z DZIENNIKIEM Deborah Rosenberg, biografka rodziny.

Reklama

Futbol na nartach

Kennedy z drugiego pokolenia ginęli heroicznie. Dwaj bracia zostali zamordowani przez fanatyków, najstarszy stracił życie jeszcze podczas II wojny. 76-letni Edward podjął walkę z czasem, chcąc przed śmiercią doprowadzić do monumentalnej reformy systemu zdrowia. A ich dzieci rozstawały się z życiem w mniej bohaterskich okolicznościach. Urodzony w 1955 r. David, syn Roberta, był utalentowanym początkującym reporterem. Ale od liceum miał skłonność do używek. Z uzależnienia leczył się przez całe lata 70., chwilami nawet skutecznie, bo udało mu się wrócić na przerwane studia na Harvardzie. Po ukończeniu uniwersytetu odnowił imprezowy tryb życia. Znaleziono go martwego w pokoju hotelowym w Wielkanoc 1984 r. Przedawkował kokainę.

Jego młodszy, urodzony w 1958 r. brat Michael imał się różnych podrzędnych zajęć w rodzinnych fundacjach i przy senackiej kampanii wuja Edwarda. W sylwestra 1997 wraz z innymi członkami rodziny zdecydował się na osobliwą rozrywkę. Na stromym stoku w Aspen próbował gry w piłkę nożną z pomocą kijków, w pełnym ekwipunku narciarskim. Do tego jeszcze chciał sfilmować ten mecz. Wjechał na drzewo i zginął na miejscu. Po wypadku krążyły różne wersje jego przyczyn: według niektórych Michael był pijany.

Jednak najszerszym echem w mediach odbiła się śmierć Johna Kennedy’ego juniora, syna byłego prezydenta. 39-letni dziedzic działał w branży wydawniczej, publikując umiarkowanie popularny magazyn "George". Latem 1999 miał się wybrać na ślub kuzynki Rory na wyspę Martha’s Vineyard u wybrzeży Massachusetts, gdzie Kennedy mają rodzinną posiadłość. Kilka dni wcześniej zdjęto mu gips po poważnym wypadku - złamał nogę podczas kitesurfingu. Mimo kontuzji postanowił wsiąść na pokład jednosilnikowca Piper Saratoga, zabierając ze sobą żonę Carolyn oraz jej siostrę. W strasznej ulewie z niedoświadczonym pilotem za sterami mała maszyna uderzyła o powierzchnię wody. Zmasakrowane ciała całej trójki odnaleziono po czterech dniach. "Wszystkie te przypadki dowodzą, iż młodzi Kennedy czują, że zawsze ujdą śmierci, że są herosami. Ta głupota tłumaczy, dlaczego legenda Kennedych rozpływa się na naszych oczach" - uważa Claudia DeKalb, dziennikarka zajmująca się losami rodziny.

"Jesteśmy jak każda duża amerykańska familia. Ilością bohaterów i czarnych owiec nie odbiegamy od średniej" - bronił się ostatnio w rozmowie z "Newsweekiem" Christopher Kennedy, syn Roberta. Według niego Kennedy nie są bardziej zdemoralizowani niż zwykli Amerykanie. Co więcej, angażują się w działalność na rzecz innych. - Cała rodzina zaangażowana jest w szlachetne inicjatywy. Brat Robert junior walczy o ekologię w organizacji Citizens Energy, ciocia Eunice (teściowa Arnolda Schwarzeneggera) współtworzyła ruch paraolimpijski, do tego są fundacje Best Duddies International i Lekarze Przeciwko Minom - dodawał.

Reklama

Chociaż to oczywiście część rodzinnego PR, szczególnie w obliczu kryzysu dynastii, historie o pomaganiu innym są precyzyjnie hodowane i powtarzane. Młodzi Kennedy chwalą się, że babcia Rose cytowała im Ewangelię wg św. Łukasza: od tych, którym wiele jest dane, jeszcze więcej się oczekuje. Z kolei dzieci Eunice Shriver, najstarszej żyjącej z drugiego pokolenia Kennedych, częściej niż w hedonistycznej posiadłości na Martha’s Vinyard czas spędzały w małym, należącym do ich ojca Sargent Shirivera domku w Maryland, gdzie cały wakacyjny czas poświęcały na opiekę nad niepełnosprawnymi.

Caroline jedzie do Waszyngtonu

Z karierami politycznymi młodych Kennedych - największą ambicją dziadka Josepha - bywało różnie. "Paradoksalnie najmniej zdolni szukali szczęścia w Waszyngtonie. Nie ma szans, by poszli w ślady wielkiej trójki" - mówił DZIENNIKOWI Stephen Hess, historyk z Brookings Institution, jeszcze zanim Caroline Kennedy ogłosiła swe senackie plany. Najstarszy syn Roberta, Joseph, był przez kilkanaście lat kongresmenem z Massachusetts. W kłopotach znalazł się, kiedy milczał w sprawie swojego brata Michaela, tego od futbolu na nartach. Okazało się, że Michael ma romans z opiekunką do dziecka. Ale to był wierzchołek góry lodowej. Niedługo potem Joseph rozwiódł się z żoną, która oskarżyła go o przemoc psychiczną i szantaże, bo młody kongresmen chciał się ożenić ze swoją sekretarką. Wkrótce Joseph wycofał się z polityki, teraz spekuluje się, że może zająć miejsce wuja Edwarda w Senacie. Z kolei syn tego ostatniego, Patrick, zasiada w Izbie Reprezentantów delegowany przez stan Rhode Island. Dwa lata temu znalazł się na liście dziesięciu najgorszych członków tej izby. Jego największym medialnym sukcesem jest publiczne leczenie się z alkoholizmu i agitacja za klubem AA wśród innych kongresmenów mających kłopoty z używkami.

Siostra Josepha i Michaela, Kathleen, z powodu religijności uważana w rodzinie za zakonnicę, była przez dwie kadencje wicegubernatorem stanu Maryland, ale już próba przesiadki na fotel gubernatora skończyła się wyborczą porażką. Kilkoro innych Kennedych próbowało swoich sił w lokalnych wyścigach, choć chyba najdalej zaszedł zięć Eunice i Sargenta Shriverów, Arnold Schwarzenegger, wybrany pięć lat temu na gubernatora Kalifornii. To zresztą jedyny w tej bardzo lewicowej rodzinie republikanin.

"Cała nadzieja w Caroline" - stwierdza Deborah Rosenberg. Córka JFK dotąd pozostawała w cieniu. Nie ma za sobą poważnego skandalu, nie skompromitowała się niczym, skupiała się na własnej zawodowej karierze. Jest wziętym prawnikiem, należy do nowojorskiej i waszyngtońskiej palestry. Stworzyła nagrodę upamiętniającą ojca przyznawaną za działalność społeczną. Stoi też na czele fundacji opiekującej się biblioteką Johna F. Kennedy’ego. Od polityki stroniła aż do 2008 r., kiedy na początku sezonu prawyborów poparła wraz z wujem Edwardem senatora Baracka Obamę jako kandydata na prezydenta. Potem gdy czarnoskóry polityk zapewnił już sobie nominację demokratów, Caroline weszła w skład ścisłej egzekutywy, która miała pomóc wybrać Obamie kandydata na wiceprezydenta. Wówczas to znany reżyser i satyryk Michael Moore wezwał ją do "zagrania kartą Cheneya" (osiem lat temu Richard Cheney stał na czele bushowskiego komitetu ds. wytypowania wiceprezydenta, a potem sam został kandydatem). Córka JFK nie wskazała jednak siebie i postawiła na Josepha Bidena. Jednak teraz, kiedy Hillary Clinton, przyjmując posadę sekretarza stanu, zwalnia miejsce w Senacie, Caroline rusza do ofensywy. Spotkała się już z gubernatorem Nowego Jorku Davidem Patersonem, do którego należy wskazanie następcy byłej pierwszej damy, i zgłosiła gotowość do objęcia mandatu. W styczniu okaże się, czy zostanie senatorem.