p
Efekty? W trzech podręcznikach poprawki już zostały naniesione, w 13 kolejnych nastąpi to niebawem. "Te książki ukazują się w milionowych nakładach. W Stanach Zjednoczonych korzysta z nich każdy student" - mówi profesor Andrzej S. Kamiński, historyk z waszyngtońskiego Uniwersytetu Georgetown, dyrektor Instytutu Przestrzeni Obywatelskiej Wyższej Szkoły Handlu i Prawa im. R. Łazarskiego w Warszawie.
To właśnie on wpadł na pomysł zorganizowania konferencji naukowych pod nazwą "Przywracanie zapomnianej historii", na których polscy historycy wskazywaliby swym amerykańskim kolegom na pomyłki lub braki, które zawierają napisane przez nich podręczniki. Do tej pory odbyło się pięć spotkań - ostatnie zakończyło się w miniony czwartek. "Doszedłem do przekonania, że od zakończenia zimnej wojny minęło już tyle lat, że najwyższa pora, by podręczniki zawierały prawdziwe informacje" tłumaczy prof. Kamiński.
A przeinaczeń i przemilczeń jest w nich mnóstwo. Są tak "oczywiste" jak ten, że demontaż komunizmu w Europie zaczął się od upadku muru berlińskiego, a Mikołaj Kopernik był Niemcem. Są też mniej znane w Polsce, ale równie bulwersujące, jak określenie Pomorza Gdańskiego - za międzywojenną propagandą niemiecką - mianem "korytarza" lub stwierdzenie, że najazd Armii Czerwonej na Polskę we wrześniu 1939 roku to manewr uzasadniony troską o ludność Kresów. "To przejęcie terminologii Stalina, który wmawiał światu, że atak na Polskę miał takie właśnie powody" - zauważa prof. Daria Nałęcz, która od początku bierze udział w konferencjach.
Uczestniczą w nich również autorzy i wydawcy najbardziej rozchwytywanych za oceanem podręczników, a zarazem wykładowcy prestiżowych uczelni, takich jak Yale, University of California czy Georgetown. Jako eksperci brali w nich udział m.in. Norman Davies i Wojciech Roszkowski. Część kosztów zorganizowania konferencji pokrywają polskie ministerstwa i instytucje m.in. spraw zagranicznych, nauki i szkolnictwa wyższego oraz Muzeum Historii Polski. Organizatorem jest WSHiP.
"Debaty wyglądają bardzo zwyczajnie. Po prostu siadamy i strona po stronie omawiamy fragmenty podręczników, wskazując na niedociągnięcia i błędy" - mówi prof. Kamiński. W programie każdego spotkania są też wycieczki do miejsc związanych z historią Polski, takich jak Kraków, Gdańsk czy Sandomierz. "Po takich podróżach otwierają im się oczy. Są wręcz zachwyceni naszym krajem, którego wcześniej w ogóle nie znali" - twierdzi.
Największe wrażenie na Amerykanach zrobiła informacja o tym, że w Polsce parlament zaczął funkcjonować na przełomie XV i XVI wieku, a więc prawie 300 lat przed uzyskaniem przez Stany Zjednoczone niepodległości.
BARTŁOMIEJ LEŚNIEWSKI: Skąd w amerykańskich podręcznikach tyle błędów? Wynikają ze złej woli?
DARIA NAŁĘCZ*: To wykluczam. Jeśli już, to można mówić o złej woli niechętnych Polsce autorów z Niemiec czy Rosji. Amerykanom zdarza się powtarzać bezkrytycznie ich tezy.
Czyli niechlujstwo, brak staranności w badaniach?
To za mocne słowa. Podręczniki to wydawnictwa przekrojowe, ich autorzy nie są w stanie sprawdzić każdego detalu. Polegają więc na pracy innych, i to najchętniej na dziełach wydanych po angielsku. A polscy autorzy rzadko są ten język tłumaczeni.
I jakie są tego skutki?
Olbrzymie. Z wyjątkiem Europy cały świat zdobywa wiedzę o polskiej historii właśnie poprzez amerykańskie uniwersytety i publikacje. Wierzą im nie tylko Amerykanie, ale i Japończycy, Chińczycy, Brazylijczycy. No i czytają potem, że Poznań jest w Polsce, bo go Niemcy na nas scedowali - bez słowa o powstaniu wielkopolskim.
Czyli trzeba doprowadzić do tego, by Amerykanie błędów nie popełniali. Ale jak?
Czytać, co piszą, i o zauważonych błędach alarmować, zawiadamiać autorów, tak by na kolejne wydania nanieśli poprawki. Z reguły to robią. I robić to co inne nacje. Bywać na kongresach, konferencjach historycznych, organizować swoje. To właśnie kontakty osobiste pozwalają przekazać własny punkt widzenia. Tymczasem my na światowych salonach historyków jesteśmy za mało obecni.
* Profesor Daria Nałęcz, rektor Wyższej Szkoły Handlu i Prawa im. Ryszarda Łazarskiego, była dyrektor Archiwów Państwowych.