- Matyszkowicz może być tylko tymczasowym prezesem - przypuszcza Juliusz Braun, do niedawna członek Rady Mediów Narodowych, a wcześniej m.in. prezes TVP.

Taką możliwość bierze też pod uwagę nasz rozmówca z kręgów koalicji rządzącej, który nie wyklucza, że następca Jacka Kurskiego po jakimś czasie wróci na fotel członka zarządu, ustępując miejsca docelowemu szefowi. Komu? Tego na razie nie wiadomo.

Reklama

Wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Jarosław Sellin, komentując zmiany dokonane w poniedziałek przez Radę Mediów Narodowych, stwierdził, że powołanie Mateusza Matyszkowicza to dla TVP "bezpieczny wybór". Od osób pracujących w telewizji można zaś usłyszeć, że to wybór bezpieczny dla szefów partii rządzącej: wiedzą, że będzie się słuchał.

Jacek Kurski nie miał z nim kłopotu. Jeszcze w styczniu 2016 r. - zaraz po tym, jak z mianowania ministra skarbu przeszedł z resortu kultury na stanowisko prezesa TVP – powierzył Matyszkowiczowi kierowanie kanałem poświęconym kulturze. W połowie 2017 r. awansował go na dyrektora głównej anteny - TVP 1. W kolejnym roku Matyszkowicz przeszedł na stanowisko wicedyrektora biura programowego ds. repertuaru, a w kwietniu 2019 r. wszedł do zarządu spółki. Zajął tam miejsce Piotra Pałki, który konflikty z Jackiem Kurskim przetrwał ledwie przez parę tygodni: najpierw został zawieszony przez radę nadzorczą TVP, a wkrótce potem złożył rezygnację.

Wtedy w zarządzie jest jeszcze Marzena Paczuska, ale niespełna rok później dzieli los Pałki. W marcu 2020 r. Kurski i Matyszkowicz zgłaszają zastrzeżenia do jej pracy i rada nadzorcza spółki zawiesza Paczuską, która w maju rezygnuje z funkcji.

Z tylnego siodełka...

Reklama

Dalej panowie prowadzą TVP w tandemie, przy czym Matyszkowicz jedzie na tylnym siodełku. Gdy w 2020 r. Kurski zostaje odwołany przez Radę Mediów Narodowych na życzenie prezydenta (i - jak się okazało - na krótko), kierownicę przejmuje Maciej Łopiński, delegowany z rady nadzorczej.

Teraz Matyszkowicz dostał cały rower.

Dokąd nim pojedzie, gdy wielkimi krokami zbliża się kampania wyborcza? W poprzednich telewizja - dawniej zasługująca na miano publicznej - była silnym atutem ubiegającej się o reelekcję partii rządzącej. Na Woronicza można dziś usłyszeć, że nowy prezes nie będzie się chciał mieszać do programów informacyjnych i TVP Info.

On sam nie odbierał dziś telefonu (stała przypadłość większości prezesów telewizji). Latem 2017 r. jako świeżo upieczony dyrektor Jedynki w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" umywał ręce od "Wiadomości" emitowanych w jego stacji. - Odpowiedzialność za "Wiadomości" ponosi dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej - podkreślał, dodając, że o 19.30 "otwiera" antenę dla TAI. Na uwagę, że ma u siebie program, który uprawia propagandę, odparł, że ten program "odzwierciedla odczucia bardzo wielu Polaków".

- Nie chcę, by TVP 1 była stroną sporu - deklarował wtedy. - Chciałbym, żeby była telewizją narodową, dla wszystkich - dodał. Ale z każdym rokiem Jedynka i pozostałe anteny TVP coraz silniej stawały się telewizją tylko dla jednej grupy obywateli – popierających partię rządzącą.

"Dyskurs" i co z niego wynika

Gdy te zmiany zachodziły, Matyszkowicz był w ścisłym kierownictwie, a później w zarządzie TVP. Trudno się więc spodziewać, że teraz nagle zmieni kurs.

- On dopuszcza inne punkty widzenia, w ramach jak to określa "dyskursu", ale nic konkretnego z tego nie wynika - mówi o nowym prezesie osoba z TVP. - To tylko taka jego filozofia - dodaje.

Matyszkowicz skończył filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jak pisał w 2019 r. magazyn "Press", promotorem pracy magisterskiej przyszłego szefa TVP był prof. Ryszard Legutko - europoseł PiS - ale w redakcji filozoficznego pisma "Principia" Matyszkowicz współpracował też z reprezentującym przeciwny biegun prof. Janem Hartmanem.

Wybrał jednak Legutkę. Wedle relacji "Press" w 2005 roku pojechał za nim do Warszawy jako współpracownik w Kancelarii Senatu, a potem doradcą w resorcie edukacji.

W kolejnych latach był m.in. redaktorem "Teologii Politycznej" i redaktorem naczelnym kwartalnika "Fronda Lux".

Ma czworo dzieci. 10 lat temu opowiadał Barbarze Chojnackiej z serwisu Solidarni2010.pl, że nie posłał dzieci do szkoły, lecz uczy je w domu (wtedy w wieku szkolnym było dwoje z nich). - W końcu wychowujemy własne dzieci, jesteśmy za nie odpowiedzialni, więc było dla nas naturalne, że częścią powołania rodzica jest bycie nauczycielem - mówił o decyzji, którą podjął z żoną.