Polskie nastolatki mają katastrofalnie niską wiedzę o swojej seksualności, a odsetek nastoletnich ciąż należy do najwyższych w Europie. Specjalny raport na ten temat przygotowują edukatorzy seksualni z grupy Ponton.

Reklama

Teoretycznie młodzi Polacy powinni zdobyć pełne informacje na temat seksualności już w podstawówce, na lekcjach wychowania do życia w rodzinie. To w czasie tych nieobowiązkowych zajęć dzieci mają się uczyć o antykoncepcji czy chorobach przenoszonych drogą płciową. Problem jednak w tym, że w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Przede wszystkim dlatego, że nauczyciele tego przedmiotu pochodzą często z łapanki - może to być pani od WOS albo szkolny katecheta. Przechodzą oczywiście odpowiednie kursy, ale niewiele to pomaga. "Kiedy próbowałam wytłumaczyć na lekcji koleżankom, co to jest dziewictwo i na czym polega antykoncepcja, nauczycielka zaczęła krzyczeć, że o tym będziemy mówić dopiero za rok. Mogłabym zrozumieć jej zastrzeżenia, gdyby nie to, że kilka koleżanek jest już w ciąży" - opowiada Kasia z warszawskiej zawodówki.

Podobne doświadczenia mają inni uczniowie. "Nauczycielka za każdym razem, gdy miała wymówić słowo <seks>, czerwieniła się. Wciąż powtarzała, że współżycie przed ślubem jest złe. Rozdawała nam karteczki, na których mieliśmy wypisać argumenty, dlaczego tak jest. Dyskusja była niemożliwa" - napisał 17-latek w liście do edukatorów seksualnych z grupy Ponton.

Takie przykłady można mnożyć. Kiedy Krystyna Sokołowska, szefowa stowarzyszenia Mały Książę, prowadziła w warszawskich szkołach średnich zajęcia na temat HIV/AIDS, usłyszała od dyrektora jednego z liceów, że może mówić o wszystkim, tylko nie o... prezerwatywie. "Tego życzenia oczywiście nie da się spełnić, ale ta sytuacja pokazuje stosunek pedagogów do tematyki związanej ze środkami antykoncepcyjnymi" - opowiada Sokołowska.

Co gorsza, w podobnym tonie utrzymane są niektóre podręczniki do "wychowania do życia w rodzinie" zatwierdzone przez MEN. "Dzięki świadomości i wolności człowiek może radzić sobie (...) z emocjami i nastrojami bez sięgania po alkohol, narkotyki czy leki uspokajające, oraz z własną płodnością bez sięgania po tabletki antykoncepcyjne czy prezerwatywy. Antykoncepcja jest potrzebna jedynie tym, którzy mają problemy z osiągnięciem świadomości lub wolności w odniesieniu do sfery seksualnej" - pisze autorka podręcznika do klasy III gimnazjum. W innej książce można się dowiedzieć, że: "Pigułki z reguły są zapisywane zdrowym, młodym kobietom, a działania niepożądane mogą uczynić je chorymi".

Autorzy najnowszego raportu organizacji obrony praw człowieka Human Rights Watch podkreślają, że polskie władze nie zapewniają dzieciom odpowiedniej edukacji seksualnej. Co gorsza, nie robią tego także rodzice. "Dzieci dzwonią do nas i mówią, że kiedy próbowali rozmawiać o swoich problemach z rodzicami, ci zbywali je albo wręcz mówili, żeby ich o to nie pytać" - mówi Anna Konopka z Pontonu.

O tym, jak dramatycznie mało wiedzą polskie nastolatki o seksualności, świadczą ich pytania zadawane edukatorom seksualnym z Pontonu, którzy prowadzą młodzieżowy telefon zaufania. "Pytają, czy można zajść w ciążę przy pierwszym stosunku, przez pocałunek, albo czy można kupić tabletki antykoncepcyjne bez recepty, bo nie chcą iść do ginekologa" - opowiada koordynatorka programu Aleksandra Józefowicz. Jej zdaniem dobre zajęcia przygotowujące do życia seksualnego zapobiegłyby wielu dramatom. "Seks rozpoczynają dzieci, które nie dojrzały do tego. Ale też nie potrafią powiedzieć <nie>, bo nikt im nie powiedział, że mogą to zrobić. Efektem jest wysoki odsetek nieplanowanych ciąż nastolatków" - dodaje.

Rzeczywiście, statystyki są alarmujące: w roku 2006 na 376 tys. urodzeń w ponad 19 tys. matkami były nastolatki. Tymczasem w krajach, gdzie edukację seksualną zdobywają już małe dzieci - jak w Szwecji czy Holandii - odsetek ciąż nastolatek jest najniższy w Europie.