Do zdarzenia doszło w 2017 roku. Na przejazd kolejowy pod Ozimkiem wjechał samochód ciężarowy, który na lawecie wiózł inny pojazd. Kierowca nie zwrócił uwagi na ukształtowanie przejazdu i zestaw zawiesił się blokując tor, którym nadjechał pociąg Pendolino relacji Wrocław - Warszawa, wiozący ponad dwustu pasażerów.

Reklama

Pasażerowie pociągu ucierpieli

W wyniku uderzenia pociągu w naczepę z pojazdem 41 osób jadących pociągiem zostało rannych. Straty przewoźnika wynikające z uszkodzenia zestawu przekroczyły milion złotych.

Jak powiedział PAP Stanisław Bar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu, zarzuty spowodowania katastrofy w ruchu lądowym przedstawiono kierowcy ciężarówki Tomaszowi Ch. i Janowi B., dyżurnemu ruchu w nastawni kolejowej na stacji kolejowej w Ozimku. Według ustaleń śledczych, kierujący ciężarówką Tomasz Ch., gdy zorientował się, że prowadzony przez niego zestaw utknął na torowisku, zadzwonił na telefon alarmowy 112 informując o zdarzeniu. Dyżurny służb ratunkowych przekazał informację Janowi B., który mając wiedzę o sytuacji, nie uruchomił sygnału alarmowego Radio Stop, który automatycznie mógł unieruchomić Pendolino wyjeżdżające w tym momencie ze stacji Opole.

"Było już za późno"

Zdaniem śledczych, jedenaście minut, jakie upłynęły między otrzymaniem przez Jana B. informacji o zdarzeniu a samym wypadkiem, były wystarczającym czasem do skutecznego zapobieżenia katastrofie. Niestety, kiedy maszynista zobaczył przeszkodę i rozpoczął hamowanie, było już za późno i Pendolino uderzyło w naczepę z prędkością 106 km/h.

Reklama

Jak powiedział prokurator Bar, żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy. Za spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności. Niezależnym postępowaniem objęto potencjalną odpowiedzialność projektanta przejazdu, na którym zawisł zestaw ciężarowy.

autor: Marek Szczepanik