Na największym po polskiej stronie bazarze w Krośnie "językiem urzędowym" jest słowacki. Na zakupy ciągną tu tłumy z Koszyc, Preszowa, Michalowiec - miejscowości położonych niespełna 50 kilometrów od Krosna, czyli maksymalnie godziny jazdy samochodem. Słowacy kupują wszystko, co im wpadnie w ręce: ubrania, sprzęt AGD, całe komplety wypoczynkowe czy meble kuchenne, chemię gospodarczą. Ale największy ruch jest na stoiskach spożywczych.
Hitem jest polskie mięso, głównie tani drób. Kilogram kurzych udek kosztuje zaledwie półtora euro. To cena bochenka chleba na Słowacji. Z kolei w Nowym Sączu na targowisku Słowacy wybierają żywy inwentarz. Prosiaki idą jak woda.
"Dla nas to świetny interes: wymienić euro na złotówki i kupić towar. Codziennie śledzimy kurs waszej waluty. Im gorzej stoi, tym więcej kupujemy. Zbieramy zamówienia od sąsiadów, żeby nie tracić pieniędzy na wyjazdy grupą. Wasze wędliny i chleb są takie smaczne i tanie" - powtarzają Słowacy pytani o powody tłumnych odwiedzin polskich miast. Na targowiskach polscy kupcy przyjmują już także euro. Przelicznik waha się od 4,50 do nawet 5 złotych.