Etatyści nie proponują żadnego cudownego rozwiązania problemów ekonomicznych. Porzucili już co prawda iluzje o stworzeniu alternatywy dla wolnego rynku, ale wciąż lansują pomysły, które już dawno okazały się nieskuteczne. Jak choćby sławny mnożnik Keynesa, zgodnie z którym inwestycje państwa zawsze zwracają się z naddatkiem. Tymczasem poprzednie kryzysy pokazały, że inwestycje prywatne są dużo bardziej efektywne, a zaangażowanie państwa bynajmniej nie czyni gospodarki zdrowszą. Gigantyczne wydatki państwowe nie zniwelowały skutków Wielkiej Depresji lat 30. czy zapaści z lat 70. Liberalni, wolnorynkowi ekonomiści, którzy w tamtych czasach bywali w mniejszości, jak się później okazało - mieli rację. Zastosowanie ich recept przynosiło pożądane efekty. Dziś prawdopodobnie też tak będzie - uważa Sorman. Nawet jeśli na krótką metę pompowanie przez państwo pieniędzy w gospodarkę przyniesie poprawę sytuacji, w dalszej perspektywie konsekwencje tych słabo kontrolowanych wydatków mogą być fatalne. Na razie jednak wedle Sormana etatyści nadają ton dyskusji, a bardziej liberalne argumenty puszczane są mimo uszu. Neoliberałowie wycofali się do opozycji. W takiej sytuacji powinni jednak intensywnie pracować nad własnymi alternatywnymi projektami. Ich czas przyjdzie wtedy, gdy etatystyczne nadzieje ostatecznie pierzchną.

Reklama

p

Guy Sorman*:

Proponując recepty na kryzys, warto iść pod prąd dominującej opinii

Kryzys ekonomiczny to również wojna ideologiczna: poszukuje się winnych recesji oraz proroków, którzy powiedzą, jak wyjść z zapaści. Linia frontu jest powszechnie znana: zwolennicy etatyzmu przeciw liberałom, zwolennikom wolnego rynku i globalizacji. Dla zwolenników etatyzmu ten kryzys jest jak zemsta po 30 latach dominacji doktryny liberalnej i jej światowych sukcesów. Kryzys zachwiał liberałami, ponieważ go nie przewidzieli i nadal usiłują po swojemu interpretować kolejne wydarzenia. Myśl liberalna jest jednak z definicji eksperymentalna i gdyby nie ewoluowała, sama sobie nie dochowałaby wierności. Tradycja etatystyczna jest bardziej doktrynerska, musimy również wziąć pod uwagę, że jej zwolennicy reprezentują konkretne interesy państwowej biurokracji. Zemsta ideologiczna zwolenników etatyzmu oznacza ich powrót do władzy, natomiast po stronie liberałów interesy są rozproszone - nie są oni na służbie żadnej ustalonej grupy pracodawców.

Reklama

Niekontrolowany napływ pieniądza

Jakie są źródła kryzysu? Czy to porażka myśli liberalnej? Ekonomiści nadal kłócą się o Wielką Depresję z lat 30., więc wskazanie winnych krachu z 2008 roku tym bardziej wydaje się trudnym zadaniem. Jednak w oczach zwolenników etatyzmu kryzys jest wynikiem braku reglamentacji. Hiperspekulacja rozwinęła się dlatego, że państwo było słabe. Liberałowie przeciwstawiają tej tezie dwa argumenty. Kryzys zaczął się od spekulacji na rynku nieruchomości w Stanach Zjednoczonych, do której żywo zachęcało samo państwo. Ponieważ kredyty hipoteczne były przez nie gwarantowane (za pośrednictwem banków Freddie Mac i Fannie Mae), banki i pożyczkobiorcy zadłużyli się, przekraczając granice zdrowego rozsądku. A więc to państwo zniszczyło rynek! Drugi argument liberałów dotyczy nadmiernej tolerancyjności amerykańskiego banku centralnego. Anna Schwartz (która wraz z Miltonem Friedmanem jest autorką teorii monetaryzmu) oskarża Alana Greenspana i jego następcę Bena Bernankego o to, że zalali rynek niekontrolowaną ilością pieniądza. Schwartz, autorka "Monetarnej historii Stanów Zjednoczonych", przypomina, że nadmiar pieniądza leżał u źródeł wszystkich amerykańskich kryzysów: tylko on umożliwia powstawanie spekulacyjnych baniek mydlanych. Kiedy na rynkach finansowych znalazł się nadmiar pieniądza, uregulowanie tych rynków stało się technicznie niemożliwe, twierdzi Schwartz.

Reklama

Liberałowie i zwolennicy etatyzmu różnią się także w kwestii rozwiązań. Ze względu na sprzyjające okoliczności obecnie posłuch znajdują głównie zwolennicy etatyzmu i to oni podejmują decyzje - liberałowie zostali relegowani do opozycji. Na całym Zachodzie (w Azji panuje większa ostrożność) mówi się wyłącznie o reglamentacji i o wydatkach państwa. Szczęściem nie żyjemy już w latach 30. czy w czasach powojennych: wezwania do protekcjonizmu, nacjonalizmu i socjalizmu pozostają w skrajnej mniejszości. Zwolennicy etatyzmu przyswoili sobie postępy w naukach ekonomicznych i przyznają, że należy przywrócić rynek, a nie z niego rezygnować.

Stymulowanie wzrostu

W jaki jednak sposób wydatki publiczne mogłyby wpłynąć na ponowny wzrost gospodarczy? Nadzieja spoczywa w "mnożniku Keynesa": każde euro zainwestowane w gospodarkę da na dłuższą metę półtorakrotny zysk i tyleż miejsc pracy. Zachwycająca teoria, jednak już w 1974 roku uznana za fałszywą przez Roberta Barro - każde euro zainwestowane przez państwo zostaje odebrane sektorowi prywatnemu, tymczasem produktywność inwestycji państwowych jest generalnie niższa niż inwestycji prywatnych. Wydatki państwa mogą być jednym z czynników prowadzących do wzrostu, ale efekty trudno określić z góry. Z całą pewnością jednak to właśnie te wydatki sprawiają, że dochodzi do transferu władzy - od prywatnych przedsiębiorców do państwowych biurokracji. Liberałowie proponują więc, by zapobiegać kryzysowi nie za pomocą wydatków państwa, lecz przez trwałe obniżenie podatków, które sprzyja inwestycjom prywatnym uważanym za skuteczniejsze od inwestycji państwowych.

Wobec tych metod przywrócenia wzrostu - etatystycznej, opartej na wydatkach państwowych, i liberalnej, opartej na obniżeniu podatków - można wysunąć następujący argument: nie są one atakiem na fundament kryzysu, czyli powszechne osłabienie kredytu. Obecny kryzys jest przede wszystkim natury finansowej i takim pozostanie, póki banki nie będą sobie nawzajem ufały. Kredyt zostanie przywrócony dopiero po eliminacji toksycznych pochodnych finansowych, które obciążają bilanse. Czy banki powinny zostać upaństwowione? Zwolennicy etatyzmu są przychylni temu pomysłowi, ale nie wszystkie państwa są wypłacalne i nic nie gwarantuje, że znacjonalizowany bank będzie zarządzany w racjonalny sposób. Liberałowie sugerują raczej wystawienie toksycznych pochodnych na rynek, który ustali ich rzeczywistą wartość. Ryzyko tego liberalnego rozwiązania polega na tym, że niektóre instytucje finansowe mogą zbankrutować.

Liberalna alternatywa

Syntezy tych rozwiązań liberalnych dokonali dwaj laureaci Nagrody Nobla - Ed Prescott i Vernon Smith - w petycji, która obecnie krąży po świecie. "Nie wszyscy ekonomiści stali się zwolennikami teorii Keynesa - piszą - i nie wszyscy uważają, że wydatki państwowe wywołują wzrost gospodarczy. Wydatki państwowe w czasach Franklina Roosevelta nie wydobyły Stanów Zjednoczonych z depresji w latach 30". Petycja ta jest obecnie głosem mniejszości - także wśród ekonomistów, bo ci ostatni idą za głosem większości. Ale w 1930 roku Jacques Rueff we Francji i Friedrich Hayek w Wielkiej Brytanii także byli w mniejszości - podkreślali, że teoria Keynesa prowadzi do inflacji, a nie do pełnego zatrudnienia. Historia przyznała im rację. Podczas kryzysu w latach 1974 - 1979 Robert Barro i Milton Friedman sprzeciwiali się odrodzeniu keynesizmu, byli w mniejszości i... również mieli rację. To powrót do liberalizmu w latach 80. spowodował wzrost zatrudnienia i wzrost gospodarczy zamiast inflacji i bezrobocia.

W imię wspólnego szczęścia życzmy sobie, by polityka, jaką zainicjowano w Stanach Zjednoczonych i w Europie, zmierzająca do przywrócenia wzrostu gospodarczego, przyniosła pomyślne wyniki. Wiemy z doświadczenia, że krótkoterminowy sukces jest możliwy, jednak po nim z pewnością nastąpiłby nawrót inflacji. Staje się więc konieczne przygotowanie jakiejś alternatywy - Hayek nazywał to "zapasową utopią".

Guy Sorman

przeł. Wojciech Nowicki

p

*Guy Sorman, ur. 1944, francuski pisarz, publicysta polityczny i filozof. Jeden z nielicznych wśród francuskiej inteligencji zwolenników wolnorynkowego liberalizmu. Wydał m.in.: "Amerykańską rewolucję konserwatywną" (wyd. pol. 1983), "Rozwiązanie liberalne" (wyd. pol. 1985), "Rok koguta" (wyd. pol. 2006), "Dzieci Rifa’y. Muzułmanie i nowoczesność" (wyd. pol. 2007) oraz "L’économie ne ment pas" (2008). Jest stałym współpracownikiem "Europy" - ostatnio w nr. 243 z 29 listopada ub.r. opublikowaliśmy jego tekst "Zostawmy rynek w spokoju".