Zawsze z chęcią pośpiewa na koncercie przy browarkach "Chłopaki nie płaczą" czy "Autsajdera", a nową płytę kupi z sympatii połączonej z przyzwyczajeniem. Inni są skazani na romans z chałturą.

Maciek Maleńczuk, nietuzinkowy talent i osobowość, aby grać rasowego, mięsnego rocka w Homo Twist, musiał wystąpić jako juror w trzeciej edycji "Idola". A na koncercie premierowym w Opolu zaśpiewał sztosa z geriatrycznym, celującym w mocno dorosłych odbiorców projektem Psychodancing. Robert Gawliński z zespołem Wilki porzucił wątłe, ale jednak artystyczne ambicje pierwszego wcielenia zespołu z początku lat 90., koncentrując się na produkcji mdłej, radiowej papy, z nieśmiertelną "Baśką" na czele. Na placu boju pozostaje Katarzyna Nosowska, która jednak wydaje się osobą niezdolną zarówno do brylowania w TVN-owskich produkcjach, jak i zaangażowania w jakikolwiek projekt poniżej jej pułapu estetycznego. Polska nie jest dobrym miejscem dla rockmanów - a koronnym dowodem staje się wspomniany już Feel i jego lider Piotr Kupicha. To fascynujące, że najbardziej dochodowym wykonawcą muzyki popularnej w naszym kraju został facet o zarówno estradowym, jak i intelektualnym potencjale przeciętnego studenta Politechniki.

Reklama

Dlaczego życie rockmana w Polsce jest tak trudne? Bo nie jest to kraj dla osobowości. Świetnym przykładem może być Agnieszka Chylińska, kreowana na niepokorną gwiazdę rocka w czasach świetności O.N.A. Niestety, O.N.A. się rozpadło ze względu na "różnice artystyczne", o co nietrudno - zafascynowana amerykańskim nu-metalem Chylińska grała w zespole ze starszymi od niej o dobre dwadzieścia parę lat weteranami PRL-owskiej estrady. Jednak, mimo muzycznego zaplecza w postaci przefarbowanego na rockową nutę Kombi, udało jej się zyskać status "ekscentrycznej skandalistki". Skandalistka to oczywiście za dużo powiedziane - Chylińska była, i jest, po prostu bystrą i sympatyczną osobą, nazywającą rzeczy po imieniu, człowiekiem z krwi, kości i mięsa, którym to mięsem potrafi również szczerze i po ludzku rzucić. Co oczywiście jest jakimś novum, biorąc pod uwagę, że większość polskich wokalistek i celebrytek to wciąż pudernice o emploi sekretarek.

Tę ochrzczoną "kontrowersją" i "szokiem" charyzmę i naturalność Chylińska musi obecnie wykorzystywać jako nowa gwiazda telewizji TVN, pełniąc rolę jurorki w programie "Mam Talent". Oczywiście jej obecność w rozrywkowych programach jest niczym otwarcie okna w zatęchłym pomieszczeniu. Trudno nie lubić kogoś, kto zamiast z oślim wdziękiem udawać konsekrowaną dziewicę (vide Cichopek czy Rosati), potrafi bez zbędnych ceregieli nazwać pewną poporodową przypadłość "rozklepichą", wyznać, że czasami ma ochotę sprzedać swoje dziecko na Allegro albo nazwać Krzysztofa Krawczyka "trollem". Telewizja kocha Chylińską, bo jest zwykła, ludzka i prosta. Szkoda tylko, że zamiast być ambasadorem normalności w TVN, ze swoją zadziornością i świetnym, przerdzewiałym i wytrawionym wódą głosem nie robi tego, po co tak naprawdę się urodziła, czyli nie jest gwiazdą rocka. Niestety, Chylińska urodziła się w Polsce.

Może jeszcze nie wszystko stracone. Na jesieni ma się ukazać płyta Agnieszki nagrana z duetem producenckim Plan B - znając inklinacje kryjących się pod tym szyldem muzyków Sistars, płyta będzie zawierać muzykę z pogranicza soul/r’n’b. Może w końcu doczekamy się od Agnieszki Chylińskiej czegoś, co w pełni wykorzysta jej osobowość i zadzior. Bardziej niż jurorowanie w TVN-owskim programie czy brylowanie w kolorowych gazetach.