Psycholodzy alarmują, że rośnie właśnie pokolenie uzależnione od SMS-ów. A rodzice płaczą, bo rachunki za komórki nastolatków rujnują domowe budżety.

Reklama

"Któregoś dnia na wyciągu za telefon jednej z córek odkryłam, że wysłała w ciągu miesiąca ponad 8 tys. SMS-ów. Już wcześniej zauważyłam, że zachowuje się dziwnie, gdy słyszy sygnał przychodzącej wiadomości. Rzuca wtedy wszystko i natychmiast odpisuje" - opowiadała południowokoreańska gospodyni domowa Yoo Myung-hye w wywiadzie dla agencji Yonhap. Matka znalazła sposób na wyleczenie córki z nałogu: skonfiskowała jej telefon. Aby było sprawiedliwie, zabrała komórkę również młodszemu dziecku.

Nastolatki nie były oczywiście szczęśliwe. Twierdziły, że wysyłanie SMS-ów to dla nich jedyny sposób utrzymywania kontaktu z rówieśnikami. Rzeczywiście, młodzi Koreańczycy nie mają zbyt dużo czasu na życie towarzyskie. Od rana do późnego popołudnia siedzą w szkole, a potem aż do nocy biorą udział w płatnych kursach, na których przygotowują się do trudnych egzaminów pisemnych kończących kolejne etapy edukacji.

Ale i rodzice mają silne argumenty przeciwko SMS-om. Głównie finansowe, bo mimo że wiadomości tekstowe są w Korei bardzo tanie, to dzieci wysyłają ich tak dużo, że rachunki telefoniczne są niebotycznie wysokie. Jak wynika z danych firmy telekomunikacyjnej KT Corp., południowokoreańskie nastolatki odbierają i wysyłają średnio 1 tysiąc SMS-ów miesięcznie.

Reklama

JTM, czyli kocham cię

SMS-y mocno denerwują również... prezydenta Francji. "Zobaczcie, co one robią z naszym językiem! Jeśli czegoś z tym szybko nie zrobimy, to za kilka lat będziemy mieli problemy ze zrozumieniem się nawzajem" - lamentował już w zeszłym roku Nicolas Sarkozy. I przypominał, że młodzi Francuzi, zamiast używać pięknej francuszczyzny, wolą posługiwać skrótami i zapisywanymi fonetycznie wyrazami. Piszą więc np. A2M1 co oznacza po prostu "à demain", czyli do zobaczenia jutro. Powszechnie stosowany w telefonicznej komunikacji skrót JTM to z kolei słynne francuskie "je t’aime", czyli kocham cię. A problem jest poważny - przekonywał prezydent - bo telefony komórkowe posiada już większość francuskich gimnazjalistów.



Reklama

Sam Nicolas Sarkozy nie jest jednak zbyt konsekwentny, co natychmiast wytknęli mu młodzi internauci. W marcu ub.r. został złapany na ukradkowym pisaniu SMS-ów w czasie audiencji u papieża Benedykta XVI.

Komórka pod poduszką

17-letnia Mikaela Espinoza z kalifornijskiego Sacramento, kładąc się spać, zawsze pamiętała, by mieć swoją komórkę w zasięgu ręki. To na wypadek, gdyby w nocy któryś z przyjaciół zadzwonił albo wysłał jej wiadomość. "Zdarzało się, że dzwonek telefonu rozbrzmiewał nawet o 3.00 nad ranem, a wtedy od razu oddzwaniałam albo odpisywałam" - tłumaczyła Mikaela w rozmowie z internetowym portalem Newsday.com. Rodzice nie mieli o niczym pojęcia do czasu, gdy dziewczyna zaczęła cierpieć na potworne migreny. Lekarz, do którego zaprowadziła ją matka, najpierw zbadał oczy. Nie wykrył niczego niepojącego, więc dał jej skierowanie na prześwietlenie mózgu. Gdy i ono nie wykazało żadnych zmian, Mikaela rozpoczęła długą wędrówkę po różnych specjalistach. Ostateczna diagnoza brzmiała: zbyt dużo SMS-ów.

Na tę samą chorobę cierpiała 13-letnia Reina Hardesty z kalifornijskiego Lake Forest. Dziewczynka w ciągu zaledwie miesiąca wysłała ponad 14,5 tys. SMS-ów! Jej ojciec omal nie zemdlał, gdy otrzymał 44-stronicowy billing od operatora AT&T! A gdy Reina zawaliła semestr w szkole, skonfiskował jej telefon. Dostała go z powrotem dopiero wtedy, gdy poprawiła stopnie. Ma jednak limit wysyłania wiadomości: "tylko" 5 tys. miesięcznie.

Obie dziewczyny to rekordzistki, ale inni młodzi Amerykanie nie pozostają w tyle. Jak wynika z najnowszego, czerwcowego raportu firmy badawczej Nielsen, przeciętny nastolatek odbiera i wysyła 2,899 SMS-ów miesięcznie. Pisanie krótkich wiadomości tekstowych pochłania go tak bardzo, że nie ma już czasu na rozmowy. Dzwoni średnio tylko 191 raz w miesiącu.

Nie potrafią dorosnąć

Te dane mocno niepokoją lekarzy i psychologów. Ich zdaniem wysyłanie i odbieranie tak ogromnej liczby SMS-ów powoduje u nastolatków rozdrażnienie i trudności z koncentracją. Doktor Martin Joffe, pediatra z Greenbrae w Kalifornii, przebadał niedawno uczniów dwóch szkół średnich i odkrył, że spora część z nich wysyła po kilkaset SMS-ów dziennie. "To przecież SMS co kilka minut" - mówił ze zgrozą w wywiadzie dla gazety "The Seattle Times". I dodawał, że prędzej czy później wszystkie te dzieci będą cierpieć na zaburzenia snu.



Przed zgubnym wpływem SMS-ów ostrzega również psycholog Sherry Turkle z prestiżowej amerykańskiej uczelni technicznej MIT. Jej zdaniem uzależnienie od krótkich wiadomości utrudnia młodzieży wejście w dorosłość i wyzwolenie się spod wpływu rodziców. Ona sama zna wielu młodych ludzi, którzy wysyłają do swoich matek po piętnaście SMS-ów dziennie, radząc się w tak trywialnych sprawach jak wybór odpowiednich butów.

Te obawy rozwiewa socjolog Marta Klimowicz. "Kiedy wprowadzano kolej parową, ludzie obawiali się, że kury nie będą niosły jajek. Teraz też słysząc o jakichkolwiek nowościach, straszą ich straszliwymi konsekwencjami. Nie akceptują tego, że świat zmienia się w zawrotnym tempie i że nowe pokolenie jest zupełnie inne nawet niż ich starsze rodzeństwo" - przekonuje. Ona sama widzi tylko jedno, za to poważne, zagrożenie wynikające z uzależnienia od SMS-ów. "Niebezpieczne jest pisanie wiadomości w czasie prowadzenia samochodu. A jak wynika z badań, np. w Wielkiej Brytanii robi to jedna czwarta młodych ludzi" - tłumaczy.

Rekord: 80 SMS-ów dziennie

Nie ma żadnych danych na temat liczby najmłodszych Polaków uzależnionych od SMS-owania. - Nie wiemy, ile polskie dzieci wysyłają SMS-ów. Wiemy jednak na pewno, że sporo. A z pewnością o wiele więcej niż ich rodzice - tłumaczy Kuba Antoszewski z firmy badawczej Millward Brown SMG/ KRC, która w ramach kampanii "Moja pierwsza komórka" badała, jak najmłodsi korzystają z komórek.

14-letnia Krysia, gimnazjalistka z Warszawy, twierdzi, że wysyła nie więcej niż osiem SMS-ów dziennie. "Teraz jestem w rozłące z moją przyjaciółką Zosią, więc wysyłam jej około 15 wiadomości. A mój rekord to 80. Zagadałam się z kolegą z klubu tenisowego" - opowiada. Dziewczynka niemal do perfekcji opanowała sztukę bezwzrokowego pisania krótkich tekstów. Zdarza się jej SMS-ować w czasie lekcji, chowa wtedy dłonie pod ławką albo ukrywa je za piórnikiem. Nie jest wyjątkiem, tak samo robią wszyscy jej znajomi. Jeden z nich wysyła nawet wiadomości w czasie lekcji do kolegów siedzących w ławce obok. Są uzależnieni od SMS-ów? - Pewnie tak, bo ciężko byłoby bez nich żyć - mówi Krysia.



Łatwiej napisać

Ale SMS-y mają również wielu entuzjastów wśród dorosłych. Część psychologów uważa nawet, że ten rodzaj komunikacji poprawia stosunki między rodzicami a dziećmi. Bo przecież - argumentują - 18-letniemu dryblasowi łatwiej jest wysłać mamie lakoniczną informację: "kocham cię", niż powtórzyć to samo, stojąc z nią twarzą w twarz. A nastolatek, którego krępują rodzicielskie pytania o godzinę powrotu z imprezy, nie będzie się wstydził, odpowiadając na SMS tej samej treści.

43-letnia Agnieszka Furgalska z Krakowa była zdumiona, gdy na pytanie, czy mogłaby wyprasować swoje podkoszulki i spódniczki, jej 16-letnia mocno zbuntowana córka odparła krótko: "Jasne". Zaraz potem matka uświadomiła sobie jednak, że uniknęła wywracania oczami jedynie dlatego, że cała rozmowa odbyła się... przy pomocy SMS-a.

Socjolog Marta Klimowicz tłumaczy reakcję nastolatki tak: "To było proste pytanie, więc i odpowiedź musiała być prosta. SMS nie dawał córce czasu na szukanie niestworzonych historii uzasadniających odmowę wykonania prośby. Ale przede wszystkim chodzi o to, że matka posłużyła się takim samym narzędziem, jakiego na co dzień używa córka. Stała się więc jej partnerem do rozmowy" - mówi socjolog.

Wszyscy eksperci zgodnie podkreślają, że problemu SMS-ów łatwo nie da się rozwiązać. Najczęściej stosowaną metodą jest więc odbieranie komórki (rodzice) albo zakaz jej używania (szkoły). Obie są dość skuteczne, ale wywołują u nastolatków zrozumiały bunt. Bo przecież - przypominają młodzi - komórka to dla nich najważniejszy środek komunikacji. A bez niego wypadną z towarzyskiego obiegu.