Właścicielka żłobka powiedziała, że "nie będzie na tym etapie podejmowała działań zmierzających do wyjaśniania sprawy i jej komentowania w mediach". Odmówiła odpowiedzi na inne pytania. Potwierdziła tylko, że obecnie decyzją rodziców do placówki nie uczęszcza ani jedno dziecko.

Reklama

Skandal w żłobku

Żłobek przy ulicy Strzałowej obecnie nie funkcjonuje, bo nie ma tam podopiecznych. Rodzice wycofali z placówki wszystkie dzieci po tym, jak od początku roku zaczął tam pracować w kuchni tik-toker, zamieszczający w internecie wulgarne filmiki. Odpowiadał za posiłki, ale opiekunowie najmłodszych torunian -jak relacjonują - nie otrzymali żadnych informacji o jego zatrudnieniu, a także o zmianach właścicielskich, do których doszło na przełomie 2023 i 2024 roku. Dziwne zachowanie nowego pracownika spowodowało konsternację wśród rodziców, w sprawę zaangażował się radny Piotr Lenkiewicz i finalnie zdecydował się skierować zawiadomienie do prokuratury.

Reklama

Czy taka osoba powinna znaleźć się w strukturach takiej placówki? Uważam, że nie. Dlatego złożyłem zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, chociażby kierowania gróźb karalnych w stosunku do rodziców, a także narażenia dzieci na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - w postaci niedopełnienia obowiązków sanitarnych - powiedział Lenkiewicz. Z informacji, które uzyskał, wynika, że mężczyzna nie miał książeczki sanepidu, dzieci nazywał "bachorami", a posiłki określał mianem "racji żywnościowych".

"Zorganizowanie przejażdżki karawanem"

Po groźbach, jakie miał kierować wobec rodziców "Wujek Wojtek", bo tak określano nowego pracownika, zastrzegają sobie anonimowość. Z ich relacji wynika, że mężczyzna na jednym z profili na Tik-Toku miał m.in. straszyć "zorganizowaniem przejażdżki karawanem".

On określał matki dzieci mianem +nie do końca zdrowych psychicznie istot+. Te filmiki w sieci nas wszystkich zszokowały. Teraz są już ukryte, ale mamy przecież kopie. Wiele osób boi się o swoje bezpieczeństwo. Zdecydowaliśmy się upublicznić sprawę, żeby przestrzec kolejnych rodziców i chronić dzieci, bo podobno doszło do zmiany nazwy żłobka i będzie próba jego ponownego funkcjonowania. Obecnie jednak trwa tam szereg kontroli. Można wejść do budynku, bo nikt go nie pilnuje. Byliśmy tam po kapcie naszego dziecka - powiedział jeden z ojców.

Dodał, że "Wujek Wojtek" od początku stycznia wzbudzał zdumienie rodziców - głównie swoim słownictwem, które było bardzo wulgarne i nie pasowało do wcześniejszych standardów w tym miejscu. Rodzice podkreślają bowiem, że wszystkie "ciocie" pracujące w tym żłobku były bardzo profesjonalnymi i opiekuńczymi osobami. Część z nich miała stracić pracę za "spoufalanie się z rodzicami", czyli "przekazywanie im informacji".

Relacje rodziców

Rodzice relacjonują, że próbowali mediować z nową właścicielką placówki. Spotkanie z nią trwało ok. trzech godzin, ale opiekunowie nie otrzymali odpowiedzi na podstawowe pytania - zarówno natury formalnej, jak i dotyczącej bieżącego funkcjonowania placówki.

Jeden z ojców powiedział, że zachowanie innych rodziców było szybkie i stanowcze, co pozwoli uchronić dzieci "przed możliwymi traumami". Nagłaśniamy sprawę i za naszą zgodą trafiła ona do prokuratury, bo chcemy uchronić przed tym koszmarem kolejne rodziny - powiedział mężczyzna.

Sprawę, poza prokuraturą, wyjaśnia Wydział Zdrowia i Polityki Społecznej Urzędu Miasta. Od początku stycznia w placówce miała nastąpić także podwyżka opłat, które - jak wskazują rodzice - miały być związane z waloryzacją 500+ do poziomu 800+.

Radio Pomorza i Kujaw przekazało wcześniej, że w rozmowie z reporterem rozgłośni właścicielka żłobka powiedziała, że ma potrzebne dokumenty do prowadzenia działalności i też źle ocenia zamieszczone w Internecie nagrania. Zadeklarowała, że spotka się z przedstawicielami tej stacji w późniejszym terminie.