Inne

Rzecz najnormalniejsza w świecie, lecz dotąd prawie niespotykana w świecie kolorowych magazynów o modzie, lansujących wychudzony ideał piękna.

Scott Schuman, nowojorski fotograf i autor wpływowego bloga o modzie thesartorialist.blogspot.com w dniu publikacji próbował kupić magazyn w trzech kolejnych sklepach, jednak nakład wyprzedano. "Wygląda na to, że kobiety desperacko pragną fotografii prezentujących różne formy kobiecego piękna, a to wydanie pisma będzie najlepiej sprzedającym się w historii wydawnictwa. Czyżby świat mody wreszcie otworzył oczy i dostrzegł, czego pragną jego klienci?" - komentuje na swym blogu.

Sprawczyni całego zamieszania, Lizzie Miller, jest dumna ze swojej fałdki tłuszczu. W macierzystej agencji usłyszała wręcz, że nie wolno jej schudnąć. Trudno się dziwić, bo pracuje dla nowojorskiej Wilhelminy, jednej z największych na amerykańskim rynku agencji, specjalizującej się w modelkach tzw. size plus. W branży mody, która stoi modelkami noszącymi rozmiary 30 do 34, tak określa się dziewczyny noszące większe rozmiary, najlepiej powyżej 40.

Utyj albo umrzyj

Reklama

8 sierpnia 2009 r. Impreza na nowojorskim Manhattanie z okazji premiery książki o wymownym tytule "Głodna". "Rośnie apetyt na naturalne kształty, jakie przybiera ciało kobiece, które nie jest pozbawione jedzenia. Ludzie chcą oglądać normalne dziewczyny" - tłumaczy gospodyni spotkania i autorka Crystal Renn. Wie, co mówi. To najlepiej opłacana w branży size plus modelka, jej zdjęcia czterokrotnie ukazały się w "Vogue’u", a w 2006 r. wystąpiła na wybiegu na pokazie pret-a-porter Jean-Paul Gaultiera.

Zauważona w wieku 13 lat Renn wyjechała do Nowego Jorku. "W latach 90. symbolem świata mody stała się wychudzona Kate Moss. Kiedy zaczynałam karierę w 2002 r., modelki przypominały szkielety" - opowiada modelka i przyznaje, że pilnie je naśladowała. W ciągu roku schudła 20 kilo. Zapadłe policzki, poszarzała skóra, zawroty głowy z głodu, a wreszcie walka z anoreksją sprawiły, że po trzech latach Crystal wróciła do swojego naturalnego rozmiaru 42. Po dwóch miesiącach naczelna amerykańskiego "Vogue’a" zaangażowała ja do sesji w wydaniu poświęconemu zaokrąglonym kształtom. Na kolejne propozycje nie musiała długo czekać. Dziś jej zarobki przekraczają siedmiocyfrowe kwoty.

Rozwija się cała branża size plus. Najsławniejsza, po Renn, Kate Dillon (także rozmiar 42) jest dziś twarzą Gucciego. Zdjęcia pracującej w Wielkiej Brytanii Ingi Eiriksdottir (rozmiar 44) zdobią okładki "Vanity Fair" i reklamy domów odzieżowych jak Bloomingdale’s.

Reklama

"Fenomen ich sukcesu polega na tym, że są naprawdę piękne, a równocześnie przypominają zwyczajne kobiety, chodzące po ulicy" - tłumaczy DZIENNIKOWI Brook Wolf z hamburskiej agencji Wolf Models. Wprawdzie puszyste modelki nie muszą katować się dietami, nie oznacza to jednak, że mogą mieć sylwetkę wieloryba. "Ciało musi mieć proporcje, tyle że większe. Przy wymaganym wzroście powyżej 170 centymetrów i naturalnych kobiecych kształtach proporcją jest rozmiar 42, a nie 32".

W branży działa już kilkanaście agencji, które jak brytyjski Hughes Models, amerykańska Irene Marie czy paryska Agence Plus specjalizują się w size plusie. Swoje oddziały dla "dużych" ma też większość zwykłych agencji, takich jak amerykańska Ford Models. Sektor prężnie rozwija się też w Niemczech, Holandii i we Włoszech. Z size plus modelek korzystają tacy projektanci jak Galliano, stałym klientem jest wyspecjalizowany w szyciu większych rozmiarów domu mody Elen Miro. Zarobki kształtują się na podobnym poziomie, jak zwykłych modelek. "Wiadomo, że inną stawkę dostanie taka gwiazda jak Renn, inną początkująca dziewczyna" - dodaje Wolf.

Chude sprzedaje śmierć

"To tęsknota do normalności. Patykowata Twiggy i jej klony rządzą na wybiegach, ale symbolem seksu pozostaje od pół wieku nieco pulchna Marilyn Monroe" - twierdzi medioznawca prof. Wiesław Godzic. "Nie oszukujmy się, ta branża nie rozwinęłaby się tak, gdyby nie amerykańska fala otyłości, która ogarnia kolejne europejskie kraje" - uzasadnia popularność dużych modelek Brook Wolf. "Rośnie zapotrzebowanie na ubrania, bieliznę. Aby sprzedawać, producenci muszą być wiarygodni, a więc pokazywać swój towar na dużych dziewczynach, z którymi klient choć trochę jest w stanie się utożsamić".

Zdaniem Godzica na powrót mody na kształty ma wpływ nie tylko ekonomia. "Wiele zwyczajnych kobiet, by sprostać wykreowanemu ideałowi nadmiernie wychudzonego piękna, umiera dziś na anoreksję i bulimię. To cena, jakiej nie warto płacić".

Wrzesień 2007 r. Na włoskich ulicach i w prasie pojawiają się zdjęcia znanego fotografa Oliviera Toscaniego przypominające szkielet nagiej kobiety. Obok napis „No - anorexia”. Ważąca 31 kilo 27-letnia francuska modelka Isabelle Caro, cierpiąca na anoreksję od 15 lat, chce pokazać prawdę o "chorobie powodowanej w większości przypadków przez stereotypy narzucane przez świat mody". Zaangażowanie domów mody w takie kampanie zaczęło się w 2006 r., po tym jak 21-letnia Brazylijka Luisel Ramos w trakcie pokazu zmarła na zawał serca. Po tym incydencie organizatorzy Madryckiego Tygodnia Mody wyprosili z wybiegów dziewczyny ważące mniej niż 56 kilogramów. Morderczej diety nie wytrzymał organizm siostry Ramos, Eliany czy Any Caroliny Reston. "A przykłady karier takich, jak Renn, pokazują, że aby odnieść sukces, nie trzeba chudnąć, a wręcz odwrotnie, pozostać sobą" - tłumaczy profesor Godzic.

Prawie jak Renn

W branży pierwsze sukcesy odnoszą też Polki. Początki kariery najsłynniejszej naszej size plus, 29-letniej Marianny Krystew przypominają te opisywane przez Crystal Renn. Warszawskiej nastolatce też wprost powiedziano: Masz potencjał, ale zrzuć 20 kilo. Po kilku latach katowania się dietami zrezygnowała. 5 lat temu, przypadkowo na londyńskiej ulicy Mariannę wyłowiła z tłumu agentka. Przy wzroście 178 cm i wymiarach 106 (biust), 80 (talia), 107 (biodra) idealnie pasowała na modelkę size plus. Dziś Marianna na stałe mieszka w Paryżu, w Polsce zainteresowanie jest za małe. "Nie narzekamy na brak zleceń" - mówi Sonia Turek z agencji Moda Forte, która jako jedyna na polskim rynku ma w swej ofercie trzy modelki size plus. "Z naszych usług korzystają nie tylko firmy odzieżowe, ale też wiele kobiecych czasopism".

34-letnia łodzianka Małgorzata Antosik, modelka Mody Forte, do branży trafiła przypadkiem, towarzysząc siostrze w castingu. Małgorzata pracuje jako nauczycielka wychowania fizycznego i instruktorka fitness. Modelling size plus traktuje jako hobby, bo jak dodaje w Polsce nie da się z niego wyłącznie utrzymać. "Bywają wprawdzie miesiące, gdy kilka razy jeżdżę do Warszawy na sesje, ale potem przez pół roku nikt nie dzwoni".

Dziewczęta na barykady

Wprawdzie modelki size plus zdobywają kolejne przyczółki, na zmianę mentalności trzeba jeszcze poczekać. W przeprowadzanych trzy lata temu badaniach na potrzeby kampanii „Dove - prawdziwe piękno" tylko 2 proc. kobiet określiło siebie jako "piękne". Połowa uważała, że waży "za dużo" i chciałaby schudnąć.

Większość dziewczyn z tej branży ma poczucie misji. Przed publikacją „Głodnej” o swojej walce z anoreksją Renn opowiadała w wielu talk-show m.in. u Oprah Winfrey, a Melissa Aronson dochód ze sprzedaży wzorowanej na niej lalki przeznacza na programy propagujące akceptację własnego ciała.

Także Małgorzata przekonuje, że dziewczyny, pracujące jako size plus mogą i powinny walczyć z wychudzonym ideałem piękna: "Na co dzień widzę, jak wiele moich uczennic, dziewczynek w wieku 13-14 lat, zmaga się z akceptacją swego dojrzewającego ciała. Należy im uświadamiać, że piękno kobiety to nie tylko rozmiar 34". Marianna Krystew dodaje: "Co z tego, że chude modelki mieszkają w Paryżu, skoro nawet nie mogą delektować się drobnymi przyjemnościami, jak sery, czerwone wino czy poranna kawa z croissantem?"