Ministerstwo Obrony Narodowej finansowane jest z budżetu i musi przestrzegać procedur: jeśli chce coś kupić, urządza przetarg i wybiera najlepszą ofertę. Przetargi kontroluje Urząd Zamówień Publicznych. Ale przy przetargu na zwykłe ople, 42 furgonetki dla Żandarmerii Wojskowej, MON uznało, że samochody to element uzbrojenia - a wtedy nie trzeba stosować cywilnych procedur. W postępowaniu zgłosiła się jedna firma, AMZ z Kutna, i to do niej trafiło z MON prawie 6 mln.

Reklama

Furgonetka obronna z wtyczką

Furgonetki, które AMZ dostarczyła Żandarmerii Wojskowej, to zwykłe ople vivaro. Takie same auta kupują w normalnych przetargach policja i straże miejskie. Ale MON potraktowało je jak... uzbrojenie. Dlaczego? "Żandarmi wprowadzili wymóg, że auto ma być przystosowane do podłączenia urządzeń noktowizyjnych. Dzięki temu jest traktowane jak sprzęt wojskowy i kupowane z pominięciem ustawy o zamówieniach publicznych" - opowiada nam wysoki rangą urzędnik MON. "Do specyfikacji wpisano konkretny model: Opel Vivaro. My się w specyfikację nie wgłębiamy. Negocjujemy cenę z dostawcą i kupujemy samochody takie, jakich sobie życzy Żandarmeria".

>>> Czytaj więcej: Kupimy koreańskie samoloty bojowe?

Sprawdziliśmy, jak wygląda przystosowanie opla do "podłączenia do urządzeń noktowizyjnych". To po prostu... dodatkowa wtyczka, dzięki której żandarm może podłączyć noktowizor. W samochodzie można też zaciemniać reflektory.

Reklama

Urząd: to łamanie prawa. MON: nie

Przetargiem zainteresowały się aż dwa urzędy. Urząd Zamówień Publicznych uznał, że złamano prawo i umowa na ople jest nieważna. To samo stwierdziła minister do spraw korupcji Julia Pitera. Ale urzędnicy MON nie dopatrzyli się uchybień.

Reklama

"Zakupy samochodów interwencyjnych Opel Vivaro na potrzeby Żandarmerii Wojskowej były dokonywane przez departament zaopatrywania sił zbrojnych RP. W związku z powyższym Żandarmeria Wojskowa nie posiada wiedzy na temat postępowania związanego z wyborem dostawcy przedmiotowego sprzętu" - napisał nam rzecznik Komendanta Głównego Żandarmerii Wojskowej ppłk Marcin Wiącek.

czytaj dalej



Pytamy o przetarg MON. Odpowiedź z departamentu prasowo-informacyjnego: wszystko odbyło się zgodnie z prawem, a "pojazd, w tym przyczepa, wyposażone w zaciemnienie oświetlenia pojazdu lub przystosowane do podłączenia urządzeń noktowizyjnych jest uzbrojeniem".

"Takie trwonienie pieniędzy przez wojsko oznacza ich ograniczenie na naprawdę niezbędne zakupy" - mówi minister Julia Pitera. I podkreśla, że dokładnie sprawdzi, w jaki sposób kupiono samochody dla Żandarmerii Wojskowej.

>>> Czytaj także: Tak generał walczył o sprzęt dla żołnierzy

Kto w MON w czasie, kiedy kupowano ople, odpowiadał za przetargi? Szef departamentu zaopatrywania sił zbrojnych generał Sławomir Szczepaniak. We wrześniu został odwołany bez podania przyczyn. Z początkiem 2010 roku zostanie awansowany: przeniesiony do zintegrowanego dowództwa NATO w Heidelbergu.

AMZ trzyma rękę na pulsie

Firma z Kutna nie po raz pierwszy dostarcza sprzęt do MON. Kiedy w ubiegłym roku armia szykowała wart kilkaset milionów złotych konkurs na 140 wozów patrolowych, do pierwszego konkursu nie zgłosił się żaden z producentów. W nowych wymaganiach dla konkursu ciężar wozów miał zostać zwiększony do 9,5 tony. A to otwierało drogę do armii pojazdowi z AMZ Kutno - Turowi.

Czy wstępne założenia przetargu na patrolówki faworyzowały firmę z Kutna? Znalazły się w nich zapisy mówiące, że załogę samochodu powinno stanowić 5 żołnierzy i nie przewiduje się przewozu dodatkowych osób (w Turze nie ma szóstego siedzenia), część ładunkowa powinna być kryta plandeką (tak jak w Turze), a krawędzie detali nie powinny mieć ostrych krawędzi (Tur ma okrągłą maskę).

AMZ Kutno nie odpowiedziało na nasze pytania o furgonetki dla żandarmów.