Do tej pory PKP Intercity i PKP Przewozy Regionalne udawało się utrzymywać kruchą współpracę. Ale teraz było o krok od otwartej wojny.

Reklama

Iskrą zapalną stała się kwestia sprzedaży biletów. Jak poinformowało wczoraj Radio ZET, spółka PKP Intercity zdecydowała się nagle zerwać wczoraj umowę z PKP Przewozy Regionalne. Regulowała ona między innymi sprzedaż biletów w kasach oraz działanie kolejowej informacji. Poszło przede wszystkim o pobieraną prowizję. Do tej pory z każdego biletu drugiej spółki PKP Przewozy Regionalne zastawiały sobie 8,5 proc.

Co taka wojna na dworcach oznaczałaby dla pasażerów? Mogliby nie dostać biletów jednego przewoźnika w kasie należącej do drugiego. Przy przejęździe pociągiem osobowym, z kwitkiem odeszlibyśmy od kas PKP Intercity. I odwrotnie, przy podróży pospiesznym, biletu nie kupilibyśmy w Przewozach Regionalnych.

Chaos byłby tym większy, że podróżni często nie zdają sobie sprawy, który przewoźnik obsługuje daną trasę. Szczególnie, że PKP Przewozy Regionalne zaczęły konkurencyjną wojnę na torach i proponują połączenia pospieszne na dalszych trasach. Dodatkowo swoje pociągi mają przewoźnicy samorządowi - np. Koleje Mazowieckie.

Reklama

Na zerwanie umowy Przewozy Regionalne zareagowały zapowiedzią zwiększenia liczby konduktorów w pociągach. "Pasażerowie kupią też u nich bilet bez dodatkowych opłat. Tyle mogliśmy zrobić w tak krótkim czasie" - mówi Radiu ZET Moraczewski.

Wieczorem jednak negocjacje wznowiono i w nocy podpisano umowę. Zakłada ona zmniejszenie prowizji z 8,5 proc. do 5,5 proc. a od listopada do 3 proc. "Ale nie to jest tu najważniejsze. Podpisalibyśmy tę umowę niezależnie od warunków. Przecież gdyby jej nie było, to na dworcach działyby się dantejskie sceny" - mówi nam rzecznik PKP Intercity Paweł Ney. Ujawnienie szczegółów negocjacji nazwał "nieodpowiedzialnym straszeniem Polaków".

Potwierdza jednak, że wczoraj doszło do załamania negocjacji. Wpływ na to miał między innymi ogromny dług, jaki narósł po stronie PKP Przewozy Regionalne. Nie regulują one na czas należności wobec PKP Intercity za sprzedane bilety na połączenia tej spółki. "To już 100 milionów złotych" - mówi Ney.

Zapewnia jednak, że choć współpraca między spółkami PKP jest trudna, to Intercity nie udstaje w wysiłkach, by się nie załamała. "Wszyscy siedzimy na tej samej gałęzi, walcząc, by Polacy wybierali pociągi a nie samochody czy autobusy" - mówi. Podkreśla też, że podróżni w składach PKP Intercity także nie muszą już rozglądać się za kasami. "Od dziś w naszych pociągach można kupić bilet u konduktora bez żadnych dodatkowych opłat" - mówi.